2009-02-06

Kiszczak to tchórz!

Po zachowaniu gen. Kiszczaka można sądzić, że czegoś się obawia. Nie jest to człowiek godny miana oficera. To zwykły tchórz, który nie bierze odpowiedzialności za skutki swoich rozkazów - powiedział w "Kontrwywiadzie" RMF prezes IPN Janusz Kurtyka.

Konrad Piasecki: Co by pan odpowiedział tym, którzy mówią, że Okrągły Stół to było porozumienie komunistów z ich agenturą?

Janusz Kurtyka: To myślenie może w części znajdować swoje uzasadnienie źródłowe, ale w swej istocie Okrągły Stół nie był porozumieniem oficerów prowadzących z agenturą. Jego podłoże było o wiele bardziej skomplikowane.

Przy Okrągłym Stole zasiedli agenci?

- Poczekajmy jeszcze trochę. IPN opracowuje materiał na ten temat. Z całą pewnością można powiedzieć, że wśród uczestników Okrągłego Stołu i wśród posłów Sejmu X kadencji oczywiście zdarzali się tajni współpracownicy Służby Bezpieczeństwa. Ten mechanizm występował, ale nie decydował o charakterze Okrągłego Stołu.

Lech Wałęsa mówi dziś tak: „Mam kaca moralnego, wiedziałem, że gram z nieuczciwcami”. Na ile władza, podczas obrad Okrągłego Stołu i po nim, stosowała takie brudne sztuczki wobec opozycji, na ile inwigilowała?

- To nie są brudne sztuczki, tylko naczelny nakaz polityki, który mówi, że trzeba być skutecznym. Oczywiście, że władza prowadząc rozmowy z częścią opozycji przez siebie wyselekcjonowaną; przecież do Okrągłego Stołu została dopuszczona ta opozycja, o której decydowała władza, prowadziła równocześnie inwigilację swoich partnerów.

Czy ta gra była tak brudna jak morderstwa związane z morderstwami księży. Generał Kiszczak parę dni temu strasznie się zdenerwował w tvn24. Na pytanie na temat tych śmierci zerwał wywiad. Czy ma powody, żeby się obawiać?

- Generał Kiszczak już jest podsądnym w kilku procesach. Jest też w zainteresowaniu śledczych IPN.

Ale czy zabójstwa księży Niedzielaka, Suchowola, Zycha, mogą obciążać generała Kiszczaka?

- Po zachowaniu generała Kiszczaka można sądzić, że czegoś się obawia. Nie chce przesądzać czego, natomiast z całą pewnością powiedziałbym, że nie jest to człowiek, który jest godzien miana oficera, ponieważ to zwykły tchórz, który nie bierze odpowiedzialności za skutki swoich rozkazów.

2009-02-02

II Kongres PiS - relacja

Ta notka na pewno nie będzie wyjaśniać oczywistego faktu, że Janusz Palikot nie mógł pojawić się na Kongresie. Nie udowodni też dlaczego premier z wielu względów nie powinien się na nim zjawić. Takie rozważania należy pozostawić tabloidom i co mniej bystrym z obywateli. Moja notka będzie relacją oraz analizą, odnosząca się do merytorycznych treści przekazanych na II Kongresie programowym Prawa i Sprawiedliwości.

Law and Justice's logoImage via Wikipedia


Będąc członkiem krakowskiej młodzieżówki PiS, miałem niepowtarzalną okazję, by zjawić się na Kongresie tej partii, który, może poza meczem Polska - Dania, okazał się być centralnym wydarzeniem minionego weekendu - w wymiarze politycznym być może kluczowym punktem całej zimy 2008/09. Postaram się z perspektywy uczestnika owych wydarzeń zanalizować je i oddać ich atmosferę z pominięciem zakłamującej rzeczywistość optyki medialnej.

Przed kongresem odbyło się kilka paneli dyskusyjnych zorganizowanych w krakowskim Hotelu Novotel. Miałem przyjemność się tam znaleźć i obserwować atmosferę rosnącego napięcia przed weekendem. Ludzie dyskutowali między sobą i drążyli tych co bardziej zorientowanych w tym, co ma zostać powiedziane w czasie Kongresu. Politycy milczeli na ten temat. Ludzie z młodzieżówek biegali, by załatwiać sprawy organizacyjne i doprecyzować plany na następny dzień. W czasie paneli poruszono istotne dla partii kwestie powrotu bezrobocia i palącą sprawę zbliżającego się do Polski kryzysu, stanu polskiego sportu oraz, co ciekawe, praw kobiet w świetle polskich regulacji (zagrywka pod lewicowców?). Każda dyskusja odbywała się w osobnym pomieszczeniu, uczestnikom każdego spotkania rozdano solidne materiały informacyjne. Ja sam, do czego szczerze się przyznam, w trakcie panelu na temat praw kobiet opuściłem salę i razem z kolegami z młodzieżówki udałem się na mecz Polska - Chorwacja. Niestety sportowe spotkanie nie było warte mojej dezercji. Po rozgrzewce, jaką były konferencje w Novotelu, wróciłem do domu z głową pełną przemyślen. Na pierwszy plan rzucała się myśl - PiS wreszcie chwali się programem. Miałem przyjemność obejrzeć dziesiątki stron informacji i analiz, a to przecież jedynie przedsmak tego co miało się zdarzyć!

Następny dzień zacząłem od egzaminu - napisałem go szybko, bo auto, którym miałem udać się do Nowej Huty zajechało pod budynek Uniwersytetu pół godziny po rozpoczęciu pisania. Na szczęście pomimo słabej infrastruktury i beznadziejnych eksperymentów drogowych prezydenta Majchrowskiego, przebrnęliśmy z przyjaciółmi przez Kraków, by znaleźć się w jego ,,sławnej'' na całą Polskę dzielnicy. Kongres odbywał się w pawilonie Targów Krakowskich. Cały dzień miał się rozpocząć od przemówienia Prezesa, po czym nastąpić miała seria panelów dyskusyjnych otwierających wielką rozmowę wewnątrzpartyjną nt. przyszłości programu partii. Sama forma kongresu zasługuje na uwagę - nikt nie powie już, że w PiSie nie ma miejsca na dyskusji. Ta dyskusja ma miejsce nagminnie i sam miałem okazję w takich rozmowach uczestniczyć. To Prawo i Sprawiedliwość jest partią ,,rozdyskutowaną'' jak niegdyś niecelnie określił Platformę Obywatelską Jan Roktia. Jest miejsce na dialog, na odrębność a przede wszystkim na kompromis i konsolidację w ramach partii.

W swoim pierwszym przemówieniu Prezes zaczął od politycznych uników - zaprezentowane przez niego hasła ,,konkurencja - nie wojna'' i ,,czyny, nie cuda'' jasno wskazywały kierunek zmian w partii. Kaczyński chce od swej formacji, by ta uderzała celniej i roztropniej. Co z tego, że do dyspozycji jest cały szereg argumentów - broni w dyskusji, skoro nieraz posługujemy się nimi niewprawnie i łupiemy na oślep niczym rycerz ze zbyt ciężkim mieczem. Jarosław Kaczyński nawoływał do większego realizmu - postępująca lemingoza społeczeństwa jest faktem i o głos owych nieszczęsnych lemingów też należy walczyć. Dlatego były premier z pieczołowitością tłumaczy pojęcie ,,polityki transakcyjnej'' i jej zły wpływ na losy zwykłych Polaków, przede wszystkim młodych ludzi. Zachowuje się niczym nauczyciel w podstawówce, który starannie dobierając słowa, ma na uwadze by każdy, nawet najmniej zorientowany z podopiecznych dobrze zrozumiał o co mu chodzi. Do takich metod trzeba było się uciec i Prezes nie zawahał się po nie sięgnąć. Agresywny język politycznego wojownika należało odłożyć na bok, niech Niesioły i Palikoty pokażą ten język w najbardziej wynaturzonej formie, a okaże się kto w debacie politycznej w Polsce jest największym katem i chamem. Okaże się też kto jest prawdziwą ofiarą tej bezwzględnej ,,dyskusji''. Wojujący Kaczyński przy wymienionych panach to polityczny pacyfista. Merytoryczny i spokojny Kaczyński to przy tych politykach ostoja nadziei oraz rozsądku i rzeczowy partner do rozważań. I o to chodzi - niechaj Niesioły oraz Palikoty same zapracują na upadek Platformy.

Nie zostałem na panelach zaplanowanych na pierwszy dzień kongresu. Wybrałem się za to na wykład Kaczyńskiego (dla wiadomości wszystkich jak zwykle uprzejmych krytyków - ma stopień doktorski), który to odbył się w Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jadąc na wykład zastanawiałem się nad sprawą Migalskiego oraz nad ryzykiem, jakiego podejmujemy się jawnie demonstrując poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości na jednej z sal naszej uczelni. Taką to wolność poglądów zapewnił nam Okrągły Stół - niektórzy ludzie młodzieżówki bali się występować przed kamerami ze względu na represje na uczelniach, my baliśmy się o naszą przyszłość na czerwonym UJocie z powodu zwykłego spotkania z opozycyjnym politykiem. Takie zjawiska powinny dać do myślenia.

Sam Kaczyński podczas swojego, kierowanego głównie do inteligencji krakowskiej wykładu, zwracał uwagę na absurd istniejącego w Rzeczpospolitej monopolu medialnego Gazety Wyborczej i jej pokrewnych wydawnictw. Punktował wady takiego porządku rzeczy i bił na alarm w kwestii skutków inżynierii społecznej od lat uprawianej przez ten ośrodek opiniotwórczy. Widać, że retoryka się zmienia - Prezes przestrzega, apeluje i tłumaczy. Merytoryczna treść jego wypowiedzi została tak dobrze przygotowana, że jedyną odpowiedzią nań może być również merytoryczna riposta - każdy niesiołowaty bądź seneszynopodobny rykoszet na dobrze przygotowane wypowiedzi Jerrego będzie conajwyżej śmiesznym urozmaiceniem debaty. Nie zmienia się światopogląd, zmieniają się środki przekazu i PR. Znów padają gorzkie słowa pod adresem ludzi stosujących w praktyce politykę transakcyjną (na marginesie: termin wykuty przez Roberta Matyję).

Były premier postuluje odbudowę polskiejch elit na gruncie obecnej rzeczywistości. Odrzuca liberalizację szkolnictwa i jako warunek poprawy kondycji naszego społeczeństwa stawia skuteczną walkę z patologiami będącymi efektem nieudolnej transformacji ustrojowej. Jarosław Kaczyński przeprasza inteligentów (w domyśle tych prawdziwych) za to, że mogli poczuć się urażeni ostatnimi działaniami Prawa i Sprawiedliwości. Chodzi oczywiście o wylansowanie słowa wykształciuch. Problem polega jednak na tym, że wielkie salonowe persony uznały, że te przeprosiny są skierowane do nich. Nic bardziej mylnego. Uważam, że chodziło tu o zwykłych inteligentów nie będących gwiazdami, za to urażonych obrzydzeniem wielu Polakom ich grupy społecznej przez źle przeprowadzoną akcję Dorna. Wreszcie Kaczyński wspomina o swych sztandarowych postulatach - chodzi oczywiście o lustrację i dekomunizację. Argumentuje je pod nowym kątem - młodzi ludzie mają prawo do prawdy i do życia w nowym państwie bez postkomunistycznego bagażu. Młodzi ludzie zasługują na życie w państwie, w którym wygrywa lepszy a nie ten, który posiada bardziej znane nazwisko lub obraca się w odpowiednich kręgach. Znów zmiana retoryki - na wielką korzyść dla partii.

Kaczyński kończy wykład - sala reaguje owacjami na stojąco. Z zaproszonej kadry UJ przybył jedynie sam prowadzący - prof. Bogdan Szlachta (mój wykładowca - filozof, człowiek wielkiego formatu). Reszta UJotowców zapewne stała w korkach, zachorowała nagle na filipińską grypę, lub zostawiła w domu włączone żelazko. Powodowało nimi zwykłe chamskie zlekceważenie czy strach przed rzeczową rozmową o stanie rzeczy? Myślę, że to drugie.

Drugi dzień zaczyna się wcześnie. Z kolegami pomagamy przy stanowisku UEN - partii do europarlamentu o polskiej nazwie Unia na rzecz Narodów. Rozdajemy materiały promocyjne i książeczki z krytyką Gazociągu Północnego - kolejny punkt dla PiSu za wspaniałe przygotowanie imprezy. Niedługo potem ogłoszone zostają przemówienia dwóch zagranicznych gości. Chodzi o Davida Francoisa z Partii Konserwatywnej Zjednoczonego Królestwa i o przedstawiciela czeskiej ODS którego nazwiska obecnie sobie nie przypominam. W mowie anglika widać elementy programowe rozbieżne z programem Prawa i Sprawiedliwości, jednak Francois sam podkreśla, że więcej angielskich i polskich konserwatystów łączy niż dzieli. Z ust angielskiego polityka pada obietnica wycofania z legislacji UK traktatu ratyfikującego Lizbonę po wygranych przez konserwatystów wyborach. Trzymam kciuki. Obydwie mowy akcentują podobieństwa owych zagranicznych partii i PiSu. Obydwaj mówcy ostro krytykują Traktat Lizboński. Obydwaj mówią o sojuszu PiSu z ODSem i Konserwatystami z Wielkiej Brytanii w ramach UEN. Miejmy nadzieję, że dzięki niemu partia ta przezwycięży wpływy Cohn-Benditów i innych Schultzów w europarlamencie. A może w ogóle zdelegalizuje tę postkomunistyczną międzynarodówkę?

W pozostałych przemowach przedstawiciele PiSu prezentują swoje poglądy nt. służby zdrowia, wojska i innych kluczowych dla państwa kwestii. Kulminacją jest ostre przemówienie Jacka Kurskiego, którego nasłuchiwałem z pokoju do make-upu (musiałem przez to przejść) w którym to przygotowywano ludzi z młodzieżówek do kończącego Kongres wystąpienia Prezesa. Kurski był ostry, ale rzeczowy. Nie obrażał - punktował. Oczywistym było, że media zareagują w wyćwiczony już sposób. Kurski przecież nie może wypowiadać się w sposób cywilizowany. Dlatego też w telewizji i prasie pełno jest bzdur o tym, jak to niby poseł Kurski po staremu bluzgał na prawo i na lewo (inna kwestia, że moim zdaniem zawsze bluzgał słusznie). W końcu nadeszła pora na wystąpienie Prezesa. Aby pokazać, że PiS to również partia młodych, młodzieżówki zorganizowały ludzi do małej grupy, która miała siedzieć za Kaczyńskim podczas wystąpienia. Od razu się zgłosiłem.

Prezes rozpoczął od osłupiającego zwrotu retorycznego - Kaczyński zaczął od pochwały wolności jednostki oraz wolności gospodarczej. W toku swojego wykładu udowodnił, że przezwyciężenie kryzysu to za mało, by stworzyć prawdziwie wolne społeczeństwo obywatelskie. Postkomunistyczne patologie będą blokować zmiany na lepsze i nie znikną same. Stąd rodzi się potrzeba ,,dalszej walki z układem'' (tak właśnie, z układem) i wszelkiego rodzaju korporacjonizmem dławiącymi obywatelską samodzielność oraz przedsiębiorczość. To był fenomenalny ruch. Mówiąc w ten sposób Kaczyński zdobył sympatię mojego kolegi z UPR prawie siłą zaciągniętego na Kongres. Mówiąc w taki sposób Kaczyński zdobędzie sympatię każdego bystrego młodego człowieka któremu zechce się przez chwilę zastanowić nad tym co prezes PiS ma do powiedzenia.

Jednocześnie Kaczyński odrzucił liberalny dogmat opozycji jednostka - Naród. Stwierdził, że te dwa elementy są naturalnie ze sobą powiązane
a jednostka operująca na łonie zdrowego i bezpiecznego Narodu jest w stanie wybić się na najwyższy stopień niezależności a, co ważniejsze aktywności obywatelskiej. To oszałamiająca zmiana retoryki, w nowy sposób tłumacząca potrzebę zmian postulowanych przez Kaczyńskiego od dawna. Dodając do tego nowe elementy programowe, których nie brak w 216-stronnicowej książce prezentującej program PiS, otrzymujemy w efekcie nowy, wspaniały PR za którym stoi coś więcej - prawdziwy, wewnętrznie zgodny program dla Polski. Pod koniec przemówienia Prezesa byłem pewien, że program pisany w tajemnicy to prawdziwy sukces Kaczyńskiego i jego partii. Moje zadowolenie dało się zobaczyć w telewizji o czym nagminnie informowali mnie znajomi po zakończeniu programu.

Nie pomogły odwracające uwagę od meritum sprawy haniebne zabiegi, na które zwróciłem uwagę (po raz pierwszy i ostatni) na wstępie. Nie pomogło późniejsze wyśmianie programu PiS przez wszelkiego rodzaju tuzy salonowe i medialne. Jarosław Kaczyński, a wraz z nim jego ekipa, uderzyli mocno i celnie - partia Kaczyńskiego przeszła do ofensywy, a energia pierwszego politycznego ciosu zepchnęła większość argumentów wysuwanych przez przeciwników owej formacji. Należy się dlatego spodziewać potoku pomyj, jaki z pewnością poleje się po partii Prawo i Sprawiedliwość. Jak to się mówi uderz w stół a nożyce się odezwą. Jednak żaden alogiczny wywód czy chwytliwy slogan któregoś z polityków koalicji, ani żaden świński ryj w wiadrze, czy inne efekciarskie zagranie nie zmieni faktu, że PiS powraca do formy z nową energią i zapasem argumentów na podorędziu. Trawestując tytuł artykułu mojej koleżanki - bloggerki z serwisu Niepoprawni.pl, Mony - Tuskolandio, trzęś portkami. Bo jest przed czym.
Reblog this post [with Zemanta]