2008-03-22

Pięknych, radosnych i niezwykłych w przeżyciach Świąt Zmartwychwstania Pańskiego

(pw)
Ludu, mój ludu

Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam cię wyzwolił z mocy faraona, A tyś przyrządził krzyż na me ramiona.

Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam cię wprowadził w kraj miodem płynący, Tyś mi zgotował śmierci znak hańbiący.

Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam ciebie szczepił, winnico wybrana, A tyś mnie octem poił, swego Pana.

Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam dla cię spuszczał na Egipt karanie, A tyś mnie wydał na ubiczowanie.

Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam faraona dał w odmęt bałwanów, A tyś mnie wydał książętom kapłanów.

Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Morzem otworzył, byś szedł suchą nogą, A tyś mi włócznią bok otworzył srogą.

Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam ci był wodzem w kolumnie obłoku, Tyś mnie wiódł słuchać Piłata wyroku.

Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam ciebie karmił manny rozkoszami, Tyś mi odpłacił policzkowaniami.

Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam ci ze skały dobył wodę zdrową, A tyś mnie poił goryczką żółciową.

Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam dał, że zbici Chanaan królowie, A ty zaś trzciną biłeś mnie po głowie.

Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam ci dał berło Judzie powierzone, A tyś mi wtłoczył cierniową koronę.

Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam cię wywyższył między narodami,

Tyś mnie na krzyżu podwyższył z łotrami.

Ludu, mój ludu to improperium śpiewane w Kościele katolickim podczas liturgii Wielkiego Piątku. Sam tekst łaciński powstał jeszcze w VIII wieku, melodia tej pieśni może pochodzić z czasów Renesansu. Jego tekst, obarczający Żydów odpowiedzialnością za śmierć Pana Jezusa, jest przez niektórych uważany za antysemicki. W 2006 ksiądz Michał Czajkowski (esbecki agent) wystąpił w imieniu Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów z apelem do księży o zaprzestanie śpiewania tego improperium w Wielki Piątek.









Dla tych, co pościli i do Świąt się przygotowali: ,,Ukrajemy szyneczki, umaczamy w chrzanie; jakżeś dobrze uczynił, żeś zmartwychwstał, Panie!”

I lektura na dni po świętach. Michalkiewicz: Niedobra nowina posoborowego Kościoła

2008-03-21

Tybetańskie wyżyny hipokryzji

Przez Polskę i Świat przelewa się głośna fala akcji wspierania Tybetu. Hałas jest spory, ale efekty dalekie od politycznego tsunami. Chiny ani na jotę nie zmieniły swej postawy do państwa zajętego w 1949 roku przez Chińską Armię Ludowo-Wyzwoleńczą.

W kraju nad Wisłą, znani i mniej znani dziennikarze wystąpili z apelem do sportowców aby podczas „każdego wywiadu przed i w trakcie Igrzysk wypowiedzieli choć jedno zdanie na temat łamania praw człowieka w Chinach”. Gazeta Wyborcza nawet zleciła sondaż, w którym prawie 70% ankietowanych uznało, że polscy sportowcy powinni w Pekinie wyrażać publiczne poparcie dla Tybetańczyków.

Wielu obserwatorów uważa, że Tybetańczycy zniecierpliwieni bezowocną ugodową polityką Dalajlamy postanowili za przykładem Palestyńczyków zastosować radykalniejsze metody walki o niepodległość. Liczby ofiar zamieszek wznieconych przez mnichów buddyjskich nie są znane. Dla odmiany wiadomo, że parę tygodni temu zginęło ponad 100 Palestyńczyków w wyniku kilkudniowego rajdu armii izraelskiej na terenach okupowanych. Wtedy jednak Gazeta Wyborcza nie zleciła sondażu z zapytaniem czy polscy sportowcy powinni wyrażać w Pekinie poparcie dla Palestyńczyków. A szkoda, bo można by wtedy porównać wyniki, i mieć jakiś osąd popularności idei niepodległej Palestyny i nośności pomysłu wolnego Tybetu.

Gazeta Wyborcza i wielu sygnatariuszy apelu w sprawie „wolności Tybetu i łamania praw człowieka w Chinach” jest zdecydowanymi zwolennikami oddzielenia religii od państwa i polityki. Ich zdaniem prawo do zdawania religii na maturze jest zbędne i anachroniczne, a kościół katolicki i jego przedstawiciele nadmiernie angażują się w sferę polityki. Ktoś pewnie się zdziwi, dlaczego ci wyznawcy sekularyzmu nie mają żadnych oporów we wspieraniu politycznych poczynań buddyjskich mnichów z Tybetu. Najwyraźniej ludzie pokroju Sadurskiego, Wrońskiego, i Bendyka nie zauważają oczywistej niespójności swoich działań. Ich relatywizm nie ma granic, a tolerancja kończy się na widok koloratki.

Wojownicy z plemienia Gazety Wyborczej obijają kościół kijami krytyki nie tylko za udział w polityce. Gdy zaistnieje stosowna okazja, w ruch idzie pałka oskarżenia o brak aktywności w sprawach „bliskich sercu” sekularystom. Ostatnio Tomasz Bielecki w Gazecie Wyborczej zapytuje z wyrzutem „Dlaczego Benedykt XVI milczy ws. Tybetu?”. Widocznie pracownik Gazety Wyborczej rozgoryczony wcześniejszym milczeniem Papieża ws. rajdu wojsk izraelskich postanowił wziąć rzeczy w swoje ręce i przywołać głowę kościoła do porządku. Nie można mu się dziwić. Okazja trafiła się bowiem zacna by w stylu typowym dla moralnych dualistów dołożyć kościołowi. A wszystko to w imię wolności, niepodległości i demokracji. Szkoda tylko, że cierpienie, ból i strata ludzkich istnień jest tylko tłem tego marnego widowiska.

2008-03-20

Tak wygląda wyborca PO tuż po białym szczytowaniu Tuska i po ogłoszeniu jego ,,programu naprawy'' służby zdrowia

(kt)


POmysły premiera są tak nieudolne, że właściwie nie wiadomo czy je komentować czy się nich śmiać. Uzdrowić chory system mają kasy fiskalne w prywatnych gabinetach, zakaz łączenia zatrudnienia na etacie lekarza w placówkach prywatnych i państwowych oraz podniesienie składki zdrowotnej. Co maja kasy fiskalne w gabinetach prywatnych i zakaz łączenia stanowisk do systemu zdrowotnego finansowanego ze składek pacjentów nie bardzo wiadomo. To drugie może jedynie niektórym pacjentom utrudnić szybsze dotarcie do szpitala dzięki załatwieniu wizyty prywatnej u specjalisty z kliniki czy szpitala, ale na nic więcej nie wpłynie. Na pewno na żadne oszczędności czy usprawnienie leczenia. Jednym słowem oszust Tusk obiecywał reformę, a jego jedyny plan to jeszcze większe okradanie pacjentów.
Trzeba przyznać, że z tej ryzy papieru - podobno gotowego projektu reformy służby zdrowia, którą wymachiwała Kopacz w czasie strajków pielegniarek za rządów JK, niewiele udało się wprowadzić w życie. A może tam nie było projektu reformy systemu służby zdrowia tylko autorski projekt zakochanej kobiety Sawickiej, frontmenki i machera?

A i jeszcze ciekawostka o Tusku. Ten niedawno ożeniony katolik z Bożej łaski, określa rekolekcje metafizycznymi ćwiczeniami. Nie mógł pojechać do Tyńca, bo był zajęty, a oprócz tego jest z natury wyciszony i spokojny i rekolekcje mu nie pomagają. Pan Tusk chyba nie wie po co się bierze udział w rekolekcjach i raczej nie dociera do niego, że rekolekcja nie ma nic wspólnego z sesją u psychoterapeuty. Za to Tusk chętnie spotka się z Dalajlamą, którego zaprosi niezrównoważony Niesiołowski.


A przy okazji. Warto wspomnieć o inicjatywie prof. Nowaka.

Zakładamy Ruch Przełomu Narodowego

Bogumił Łoziński: Jeździ pan po Polsce z krytyką książki Jana Tomasza Grossa "Strach". To ma być pomysł na stworzenie ruchu narodowo-katolickiego wokół wizji Polski, którą pan przedstawia?
Prof. Jerzy Robert Nowak : Sprawa relacji z Żydami nie jest rzeczą najważniejszą. Tysiące ludzi, którzy przychodzą na moje wykłady, łączą poglądy i chęć obrony prawdy o Kościele i o Polsce. Tym bardziej że przedstawiam na tych spotkaniach bardzo bogatą dokumentację pokazującą kłamstwa Grossa. Chciałbym, aby w Polsce powstało jak najwięcej stowarzyszeń w obronie wartości chrześcijańskich i polskości.

Zakłada pan wraz z innymi ludźmi związanymi z Radiem Maryja nową partię polityczną?
Nie chcemy partii. Ich jest dość. Chcemy stworzyć jak najszerszy ruch, który zrealizowałby niedokończone sprawy.

Czyli jakie?
Szczególnie ważną rzeczą jest obrona interesów narodowych, na przykład przed traktatem lizbońskim. Chodzi o łączenie się Polaków i dalszą realizację idei IV Rzeczpospolitej. Chcemy wystąpić przeciw bezprawiu sądowemu, bezprawiu licznych urzędów skarbowych czy wielu decyzji ZUS itd. Będziemy wspierać te wszystkie partie i ugrupowania, a także ludzi bezpartyjnych, którzy chcieliby pełnej, gruntownej lustracji, z całkowitym otwarciem akt. Chcemy także lustracji majątkowej i rozliczenia złodziei. Postulujemy powstanie instytutu badania afer, który miałby co najmniej takie kompetencje jak Instytut Pamięci Narodowej, z sędziami i prokuratorami. Taka instytucja byłaby lepsza niż sejmowe komisje zajmujące się aferami. Pewne rzeczy trzeba rozliczyć, aby zapobiec im w przyszłości. Trzeba też prowadzić politykę historyczną i nie być bezkrytycznym wobec Niemców czy Rosjan.

Prawo i Sprawiedliwość też próbowało realizować taki program. Rozumiem więc, że będziecie wspierać tę partię?
Jestem za jak najlepszymi stosunkami z PiS. Wiele rzeczy, które mówił Jarosław Kaczyński, jak na przykład o patologicznym układzie, bardzo sobie cenię. Chciałbym jednak, aby był on jak najbardziej jednoznaczny i żeby nie było powtórki z ustępstw wobec takich osób jak Bogdan Borusewicz, Kazimierz Marcinkiewicz czy obecnie Andrzej Urbański, którego bardzo ostro krytykowałem i już latem ostrzegałem przed nim PiS. Od dawna zachęcamy PiS, aby powołało przy prezydencie radę intelektualistów, ekspertów. W jej skład powinni wejść tacy profesorowie, jak Zbigniew Krasnodębski, Andrzej Nowak czy Andrzej Zybertowicz.

Niektóre osoby w Prawie i Sprawiedliwości są mi szczególnie bliskie - jak minister Zbigniew Ziobro czy poseł Zbigniew Girzyński - ale my patrzymy szerzej. Chodzi nam o łączenie i zbliżanie ludzi z bardzo różnych środowisk, ale patriotycznych, łącznie z lewicą patriotyczną typu Tadeusza Fiszbacha.

Kiedy zarejestrujecie nowy ruch i jaką będzie miał nazwę?
Chcemy to zrobić jak najszybciej. Będzie nosił nazwę Ruchu Przełomu Narodowego.

*Prof. Jerzy Robert Nowak jest głównym publicystą Radia Maryja i "Naszego Dziennika"

I na koniec. Za patriotyzm eurod***kraci będą karać.



,,Serb Milorad Cavic, który w środę pobił rekord Europy na 50 m stylem motylkowym na uroczystość dekoracji założył koszulkę z napisem "Kosowo je Srbija" (Kosowo to Serbia). Pływak może zostać surowo ukarany za tę demonstrację.

Europejska Federacja Pływacka otrzymała list wyjaśniający sprawę Cavicia. - Federacja po konsultacjach zadecydowała, że przekaże sprawę komisji dyscyplinarnej, która zastanowi się nad ukaraniem pływaka- oznajmił przedstawiciel związku.

Kosowo ogłosiło niezależność 17 lutego. Niepodległość kraju uznało już ponad 30 europejskich krajów, m.in. Polska.'' Dodam: i niestety Polska. :-(

Jest jeszcze nadzieja

(pw)
Koło ratyfikacji traktatu reformującego robi się zamieszanie i w Polsce, i w Europie. To dobry znak, gdy ludzie zaczynają reagować i to w sumie w miarę szybko na pokrętnie napisany i na siłę przepchnięty traktat. Od 13 grudnia 2007 i spotkania w Lizbonie minęły zaledwie 3 miesiące, a coraz więcej osób ma wątpliwości czy odrzucona przez Francuzów i Holendrów eurokonstytucja w niewiele zmienionej formie, podpisana pośpiesznie w Lizbonie i nazwana traktatem reformującym powinna być ratyfikowana przez parlamentarzystów. Domaganie się referendum jest uzasadnione, dlatego starania europosłanki Urszuli Krupy inicjatorki projektu ogólnonarodowego referendum w sprawie ratyfikacji traktatu reformującego UE są chwalebne i warte rozpropagowania.



W Wielkiej Brytanii 89% respondentów jest przeciwko przyjęciu traktatu. Wątpliwości mają Polacy, Słowacy z innego powodu, ale również mogą zrobić eurod***kratom psikusa.

,, Aż 88 procent Brytyjczyków opowiada się za przeprowadzeniem referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego - wynika z opublikowanych w niedzielę rezultatów nieoficjalnego sondażu.

Badanie przeprowadziła w zeszłym miesiącu, drogą pocztową, organizacja "Chcę referendum" (ang. IWAR) w 10 okręgach wyborczych. Według IWAR liczba uczestników sondażu przekroczyła frekwencję w wyborach samorządowych.

Wzięło w nim udział ponad 150 tys. Brytyjczyków, z których 133 251 poparło przeprowadzenie referendum, by tą drogą zadecydować o przyjęciu przez Wielka Brytanię Traktatu Lizbońskiego, reformującego UE.

Respondenci byli pytani, czy Zjednoczone Królestwo powinno przeprowadzić referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego. 88 proc. odpowiedziało "tak". Na pytanie, czy Wielka Brytania powinna przyjąć Traktat, 89 proc. odpowiedziało "nie". ''



Izba Lordów może jeszcze zdecydować o przyjęciu traktatu w drodze referendum.

Do tego Szkoci upominają się o prawo do przeprowadzenia referendum.

Słowacka opozycja już po raz czwarty odmówiła w parlamencie poparcia ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. Głosowanie w tej sprawie odłożono na czas nieokreślony. Jest szansa, że głosy przeciwników ratyfikowania traktatu reformującego dotrą do słowackich posłów na czas. Zamieszanie wokół traktatu w Polsce może wpłynąć mobilizująco na przeciwników tworzenia Unii Europejskiej w innych krajach.
Przydałaby się jakaś dobra akcja skierowana do Irlandczyków, którzy jako jedyni mają zatwierdzić przyjęcie tego eurogniota w drodze referendum.

Dzisiejsza sonda na TWN24 świadczy o budzeniu się Polaków i to dzięki awanturze rozpętanej przez PO (czego chyba nie przewidzieli).

Pekin 2008 - egzamin z moralności dla cywilizacji Zachodu

Zbliża się wydarzenie, które może ostatecznie zweryfikować moralne prawo Zachodu do narzucania standardów etycznych całemu światu. Niebawem okaże się, ile z prawdziwej łacińskiej etyki zostało we współczesnej, zgnuśniałej Europie.

Mająca się odbyć w tym roku Olimpiada w Pekinie, ma wielkie znaczenie nie tylko dla sportowców. Jest to okazja dla Zachodu do odpowiedniego skomentowania i potępienia polityki Chińskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej. Ostatnie zajścia w Lhasie i okolicach, pokazują skalę problemu.

Dla krótkiego podsumowania - na terenach dawnego Tybetu, obecnie zwykłej chińskiej prowincji, miały miejsce liczne manifestacje niepodległościowe z okazji 49. rocznicy okupacji tybetańskiej ziemi przez okupanta chińskiego. Zostały one krwawo stłumione - w usta mnichów, którzy, w imię wolności swojej ojczyzny, wyszli na demonstracje, ponownie wepchnięto knebel.

Polacy to naród mający w swej historii długie okresy podległości wobec państw ościennych oraz liczne przykłady haniebnego rozprawiania się przez okupanta z ludem, walczącym o wolną Rzeczpospolitą. Pamiętając o powstaniach z lat 1794, 1830, 1846, 1863 oraz 1944, a także wspomniawszy na wydarzenia z roku 56' i 80', każdy świadom swej wolności Polak powinien mieć jasny stosunek do tego, co dzieje się w Tybecie. Krwawe dziedzictwo naszego kraju nakłada na nas obowiązek moralny, aby krzyczeć o tym, na czego temat niektórzy wolą milczeć.

Ciekawe jak się zachowa cała postępowa i nowoczesna Europa, nieustannie wycierająca sobie usta sloganami o wolności słowa, demokracji i równości. Żaden Europejczyk, wielbiący wolność nie ma prawa milczeć, gdy komunistyczny reżim narzuca niewolę całemu narodowi. Nie ma prawa milczeć, gdy zamiast demokracji, ów reżim wprowadza na okupowanym terenie jej karykaturę - demokrację ludową. A przede wszystkim, nie może milczeć gdy narzucona władza odbiera narodowi niezbywalne i równo dostępne dla każdego prawo do własnych przekonań i ich głoszenia, strzelając do demonstrantów i więżąc ich w komunistycznych katowniach.

Co ważne - oprócz słów, potrzebne są konkretne działania. Imponderabilia cywilizacji Zachodu nie pozwalają na bierność, system prawdziwych zachodnich wartości wymusza działanie. Jeden czy dwa internetowe teksty w obronie Tybetu nie zmienią kompletnie nic, skoordynowany bojkot Olimpiady w Pekinie tak. To działanie dostępne i moralnie najodpowiedniejsze. Nie wolno nam milczeć.

Hucpa'68, nadawanie obywatelstwa i krach ZUS-u

Podczas wręczania odznaczeń Prezydent Lech Kaczyński wielokrotnie odwoływał się do zrywu studentów i młodzieży. Młodzieży i owszem, ale nie studenci byli grupą najbardziej represjonowaną. ,,Według danych MSW od 7 marca do 6 kwietnia w caym kraju zatrzymano 2725 osób, w tym 937 ROBOTNIKóW - o ponad 300 wiecej niż studentów.'' Źródło FRONDA, Nr 43, s.133. Oprócz tego ewidentnego kłamstwa, pojawiła się spraw nadania obywatelstwa wybranym z narodu wybranego.
Pozwolę sobie na zacytowanie dwukrotnie Michalkiewicza...

2008-03-18

Kim jest tajemniczy TW Albin?

(pw)
Poseł Nowak usiłuje dotrzeć do samego źródła informacji. Bez rezultatu na razie. Czy Adam Michnik to TW ALBIN?

Kolejne wolty pani profesor

(pw)

Dzisiejszy wywiad z Jadwigą Staniszkis w ,,Rzeczpospolitej'' wpisuje się w ton wyrównanego ataku na PiS i to nie z powodu chęci odrzucenia traktatu a jedynie śmiałości wprowadzenia zabezpieczeń, które Bóg raczy wiedzieć czemu mają służyć. Zabezpieczenie ustawą, którą PO może znieść spokojnie po ratyfikowaniu traktatu, jest rozwiązaniem wątpliwym. Tak naprawdę, PiS nie może w żaden sposób zabezpieczyć już w tej chwili kwestionowanych warunków negocjacji. Lewactwo europejskie kwestionuje ustalenia z Lizbony, a właściwie nie przyznaje się, że poza protokołem dało słowo, którego nie ma zamiaru dotrzymać. To wyraźny znak dla PiS, że należy przemyśleć sprawę głosowania.

Jeżeli traktat jest nieprecyzyjny, szkodliwy albo w niektórych sytuacjach nie zabezpiecza interesu Polaków i Polski w sposób trwały i pewny, to nie należy go podpisywać wcale. Oczywiście media takiej możliwości w ogóle nie biorą pod uwagę i dyskusji czy podpisywać czy nie nie ma wcale. Jest tylko dyskusja jak podpisywać, co stawia niemal wszystkie media w jak najgorszym świetle. Dyskusje podjęły jedynie zdecydowanie przeciwny ratyfikacji Najwyższy Czas i umiarkowanie przeciwny Nasz Dziennik. UPR z Rydzykiem - konserwatyści razem, ale niezauważani w traktatowym zamieszaniu. Na jakiekolwiek ustępstwa ze strony lewactwa z europejskich kręgów politycznych nie należy liczyć. ,,Zdaniem prezesa PiS, Barosso naciskał już na niego, jako premiera, aby Polska wycofała się z protokołu brytyjskiego. - Później naciskał i premiera Tuska, która, wydaje się, że nie uciął rozmowy tak jak ja. Okazał się rozmówcą miększym - dodał były premier.'' Widać lewactwu tak zależy na eurokonstytucji, że uruchamiają wszystkie możliwe kanały wywierania nacisku na Polskę.
Wracając do pani profesor, ciekawe czy pani profesor wpadła na lansowanie miernot sama czy mąż Michał Korzec z Loży Polin (B'nai B'rith) podpowiedział z kolegą śpiewakiem (z tej samej Loży) jej ten scenariusz? Widać PO nie spełnia POkładanych w niej nadziei. Nie dziwi nic. Szukają kolejnego rozwiązania, co załatwi problem i demokratów.pl i niezagospodarowanych sierot po Unii Wolności, co do PO się nie załapali, a z LiD oficjalnie współpracować nie chcą.
Rz: Czyli formacja Kazimierza M. Ujazdowskiego i Rafała Dutkiewicza miałaby szansę zaistnieć?
J.S: Oczywiście. Sprawa traktatu może być tym negatywnym katalizatorem refleksji wewnątrz PiS.
Pani profesor tylko w co drugiej opinii udaje się trafić w sedno sprawy. Tym razem wywiad z panią profesor wyraża pobożne życzenie, aby PiS przestał istnieć a Jarosław Kaczyński zniknął ze sceny. Podobnie rozmarzył się Piskorski, a wieszczą upadek PiS-u o zgrozo Ziemkiewicz, Semka.
Tymczasem to PO ma spore szanse na zniknięcie i przejście do wymarzonego nowego ugrupowania. Skompromitowana Sawicka, sprawdzająca faktury Julka, oszczędny premier, lecący po policjantów Schetyna (uczestnik wieców Sawickiej) obnażają bezwględnie PO. I koledzy z sondażowi nie pomogą w utrzymaniu poparcia na poziomie bliskim 100%.


Psor Sadurski oczekuje od PO zdecydowanego stanowiska i określa sie mianem konserwatysty i liberała. W którym miejscu Psor jest konserwatystą?

Komentarz JKM do sporu o ustawę i traktat reformujący.
,,Obie strony walczą o pietruszkę! PO może jak najbardziej przyjąć warunki PiS i uchwalić żądaną przez PiS "Ustawę blokującą". Następnie PiS zagłosuje ZA "Ustawą o ratyfikacji TR". Potem p.Prezydent podpisze obie te ustawy. Potem się one uprawomocnią...

... i na drugi dzień PO składa wniosek o uchwalenie "Ustawy o anulowaniu Ustawy Blokującej". Oczywiście Pan Prezydent może ją zawetować, jednak do obalenia veto Prezydenta potrzebna jest większość tylko 3/5 (Art. 122 p.5 Konstytucji - a nie 2/3, niezbędnych do zmiany Konstytucji) - a większość 3/5 (276 Posłów) Koalicja + LiD ma! Tyle, że PO woli nie być na łasce PSL ani LiD-u. ''

Tak jak napisałam wyżej, Po może ustawę, o którą tak zabiega PiS zwyczajnie zmienić po ratyfikacji traktatu.

2008-03-17

Platforma – partia bez właściwości

(pw)
Partia Donalda Tuska ma kłopot z tożsamością. Nie może wiecznie siedzieć okrakiem na ideowym murze – pisze prawnik i publicysta


W tym, że na kilka tygodni przed Wielkanocą grupa przyjaciół i znajomych postanawia się udać do klasztoru, by trochę wspólnie pomedytować, nie ma nic zdumiewającego ani nawet interesującego w rozumieniu gazetowego newsa. Dlatego, gdy niedawno gazety podały, że czołówka liderów Platformy udała się do klasztoru w Tyńcu celem kolektywnego wyciszenia się, nie należało w tym zdarzeniu doszukiwać się podtekstów ani sensacji. A już zwłaszcza nie ma co się oburzać.

Wprost przeciwnie, jako zdeklarowany liberał uważam, że każdy powinien mieć pełne prawo do przeżywania swej duchowości, jak tylko chce, byle tylko innych nie krzywdził i im się nie narzucał. Więcej: każdy ma prawo przeżywać swą duchowość wspólnie, kolektywnie i publicznie. Partie polityczne są organizacjami dobrowolnymi, prywatnymi (przynajmniej z pewnego punktu widzenia), a zatem każdy ma pełne prawo należenia do partii, która publicznie i kolektywnie chce duchowość swych liderów celebrować.

Nie należę do tych liberałów, którzy uważają, że religia nie powinna manifestować się w przestrzeni publicznej. Wprost przeciwnie, konsekwencją mojego rozumienia liberalizmu jest to, że religia – jak i wszelkie inne światopoglądy – powinna mieć prawo do kolektywnych, a także publicznych manifestacji swych wierzeń i przekonań, pod minimalnymi tylko warunkami podyktowanymi prawami innych ludzi.

I na tym można by skończyć. Ale nie da się, bo jest to tylko połowa morału, jaki można sformułować na podstawie wspólnej peregrynacji polityków PO do Tyńca. Druga połowa jest taka, że gdy partia rządząca urządza sobie takie kolektywne wyciszanie, to jednak wysyła pewien komunikat do społeczeństwa o swej ideowej tożsamości, a jeśli jest to partia duża i na dodatek rządząca, to nieuchronnie mówi swym wyborcom, w tym także potencjalnym, jak pragnie być postrzegana.

Nie da się bowiem ukryć, że istnieje jednak kontrast między prywatnym charakterem wyciszania się religijnego a dość publicznym i medialnym wymiarem wydarzenia, jakim jest zbiorowe udanie się liderów partii rządzącej do Tyńca.

W przypadku PO jest to szczególnie znamienne, bo partia ta ma pewien problem (mówiąc bardzo delikatnie i kurtuazyjnie) ze swą ideową tożsamością, a dotychczasowe rządy premiera Tuska specjalnie owej ambiwalencji nie zniosły: ambiwalencji dotyczącej tego, czy jest to partia przede wszystkim konserwatywna, czy liberalna.

W pewnych sprawach (np. ekonomicznych) podział ten nie jest specjalnie istotny i rząd może się spokojnie starać znajdować kompromisy na zasadzie „dla każdego coś miłego”. Wydaje się bowiem, że różnice w sprawach ekonomicznych i socjalnych między głównymi partiami są raczej drugorzędne, sprowadzają się do kwestii ilościowych, a nie jakościowych.Ograniczenia wynikające zarówno z niewielkiej jeszcze zamożności społeczeństwa, jak i z przynależności do Unii Europejskiej, nie zostawiają aż tak wielkiego pola manewru, by można było polskie partie parlamentarne przypisać do pozycji na jakimś bardzo szerokim spektrum, np. od socjalizmu do skrajnie wolnorynkowego libertarianizmu.

Okrakiem na murze

Inaczej jest jednak w kwestiach związanych z problematyką światopoglądową i moralną: tu różnice między np. PiS i LiD (by wybrać dwie partie całkowicie odmienne pod tym względem) są bardzo istotne, a o kompromisy dużo trudniej.

W pewnych kwestiach po prostu trzeba się za czymś opowiedzieć. Czy na przykład rząd uzna za sprawę priorytetową organizowanie nauczania etyki jako alternatywy dla religii w szkołach publicznych czy nie – to problem, który jakoś należy rozwiązać. Pozostawanie przy status quo też jest rozwiązaniem – tyle że wcale nie kompromisowym, lecz opowiedzeniem się po jednej ze stron.

Otóż mam wrażenie, że w tych sprawach społeczeństwo nie usłyszało jasnego komunikatu i dużo dłużej rząd Tuska nie może tak siedzieć okrakiem na murze rozdzielającym, w teorii przynajmniej, państwo od religii. Rząd Tuska odziedziczył po swych poprzednikach pewne zaszłości w tej dziedzinie i jak na razie wygląda na to, że nie może się zdecydować, czy jest bardziej konserwatywny (przejmując z aprobatą owe zaszłości), czy bardziej liberalny (co oznaczałoby konieczność posprzątania po poprzednikach).

Kwestia stosunku państwa do religii są zapewne najbardziej oczywistą, choć niejedyną dziedziną, w której ekipa Tuska musi się wreszcie zadeklarować, właśnie w układzie konserwatyzm – liberalizm. Na porządku dziennym jest kilka problemów. Żaden nie jest jednak tak ważny jak sprawa statusu religii w szkołach publicznych.

Religia i etyka w szkołach

Sygnały wysyłane przez nowy rząd w tym zakresie nie są jasne. Pilnego rozwiązania wymaga przede wszystkim zapewnienie realnego wyboru między religią a etyką – obowiązek zapewnienia tej alternatywy wynika z ustawy o systemie oświaty z 1991 r. i z rozporządzenia ministra oświaty z 1992 roku.

Należy przypomnieć, że zgodnie z tym ostatnim rozporządzeniem nauka etyki musi być zaproponowana w każdej klasie, w której jest co najmniej siedmiu uczniów pragnących uczęszczać na te zajęcia. W przeciwnym razie szkoła ma obowiązek zorganizować międzyklasowe lekcje etyki. Bez tego konstytucyjna wolność sumienia i religii uczniów jest naruszona, jak wyraźnie przewiduje to art. 53 ust. 4 konstytucji, który dopuszcza (a nie narzuca) możliwość nauczania religii w szkole, ale pod warunkiem nienaruszania „wolności religii i sumienia innych osób”.

Wolność ta jest naruszona przez sam fakt nieoferowania zajęć alternatywnych w czasie i w miejsce nauczania religii (gdyż nieuczęszczający na religię uczniowie są faktycznie stygmatyzowani jako odrębni, inni).

Nadal niejasne są zamierzenia władz co do dwóch kontrowersyjnych kwestii, które zantagonizowały społeczeństwo w czasie ostatnich miesięcy władzy poprzedniego rządu: statusu religii jako przedmiotu maturalnego, a także zaliczania oceny z religii do średniej z ocen. W obu tych sprawach władze Kościoła katolickiego wywierają presję na władze publiczne, a długofalowe stanowisko centralnych władz oświatowych w tych sprawach jest niejasne.Trzeba wyraźnie powiedzieć, że szczególnie w sytuacji, gdy alternatywa w postaci przedmiotu etyki jest fikcją (oferowana jest ona w nieco ponad 1 proc. szkół), zarówno zaliczenie religii do średniej, jak i do zestawu przedmiotów maturalnych byłoby niezgodne z wyraźnymi konstytucyjnymi wymogami.

Gest do interpretacji

Podałem przykład zagadnienia miejsca religii w szkołach publicznych, gdyż jest on zapewne najbardziej pilny, ale kwestia jest bardziej ogólna: PO nadal nie powiedziała jasno społeczeństwu, czy teraz, gdy już jest partią władzy, w zbitce „konserwatywny liberalizm” (albo „liberalny konserwatyzm”) przeważa liberalizm czy konserwatyzm.

A jest to sprawa istotna, bo ma swe implikacje także dla takich kwestii, jak rozumienie równouprawnienia kobiet, wolności słowa, praw osób o mniejszościowej orientacji seksualnej itp. Abstrakcyjne doktryny przekładają się na konkretne rozwiązania prawne i posunięcia polityczne – i dobrze byłoby wiedzieć, o co rządowi Tuska w tych sprawach chodzi.Oczywiście byłoby małostkowością przypisywać ekipie Tuska jakiekolwiek stanowisko w tej sprawie na podstawie marginalnego w końcu wydarzenia, jakim było zbiorowe wyciszanie się w Tyńcu.

Ale z drugiej strony liderzy PO nie są ludźmi naiwnymi i muszą wiedzieć, że gest tego typu będzie społecznie interpretowany. I to nie tylko w taki sposób, że grupa prywatnych obywateli postanowiła się udać wspólnie w miejsce odosobnienia, by z daleka od kamer i zgiełku przemyśleć swą duchowość.

(Źródło : Rzeczpospolita)

2008-03-16

Tusk kłamie

(pw)
Tusk obiecał amerykańskim organizacjom żydowskim zapłacenie kontrybucji za holokaust.

Gdy premier Donald Tusk, na pytanie o zobowiązania, podjęte przez niego wobec amerykańskich organizacji żydowskich, odpowiada: "Zwrócimy polskim obywatelom to, co im ukradziono. Własności nie można dzielić pod kątem etnicznym, każdy polski obywatel musi mieć zagwarantowane prawo do własności", to mówi nieprawdę w celu wprowadzenia polskiej opinii publicznej w błąd.

Amerykańskie organizacje żydowskie domagają się od władz RP nie tego, co obecnie jest prawem każdego obywatela polskiego, w tym osób pochodzenia żydowskiego, czyli staranie się o zwrot znacjonalizowanych majątków. Takie starania od wielu lat trwają z dobrym skutkiem i realizowane są z nadzwyczajną pomocą ze strony władz RP, ponieważ opiekę nad nimi podjął osobiście prezydent Kwaśniewski i jego kancelaria. Poszczególni Żydzi amerykańscy otrzymali już zwrot swoich nieruchomości i to często w formie najbardziej korzystnej, bo wyremontowane na koszt państwa polskiego. W tej sprawie żądania polegają na nadzwyczajnym (i bezprawnym) uproszczeniu wobec Żydów procedur sądowych tak, żeby o zwrot mienia mogły występować również te osoby, które nie posiadają odpowiednich dokumentów potwierdzających ich roszczenia.

Głównym jednak żądaniem organizacji żydowskich jest coś zupełnie innego. Chodzi im o pieniądze dla nich samych, o zapłacenie im przez Polskę gotówkowej kontrybucji za mienie żydowskie, po które spadkobiercy się nie zgłosili.

Tajne rozmowy na temat tej horrendalnej, bezprawnej i hańbiącej daniny prowadzone są od lat i Polska stale szantażowana jest „upokarzaniem” jej przez wpływowe lobby Żydów amerykańskich. To dlatego każdy reprezentant Polski musi spotykać się i negocjować z tymi organizacjami równolegle z rozmowami z władzami Stanów Zjednoczonych. Tej daniny dotyczyły też rozmowy Tuska w Nowym Jorku.

Obecnie Tusk chce ukryć przed Polakami, że złożył w tej sprawie bezzasadne obietnice. Chce ukryć, że zapłacenie choćby dolara oznaczać będzie de facto sprzeniewierzenie się polskiej racji stanu przez uznanie za prawdziwe oskarżenia, że Polacy współdziałali z Niemcami w eksterminacji polskich Żydów, a w konsekwencji, że Polska, tak samo jak inne kraje okupowanej Europy, ponosi wraz z Niemcami współodpowiedzialność za holokaust (twierdzeniu temu służyła propaganda zagraniczna i krajowa w postaci np. książek stya Grossa i pomówień "Gazety Wyborczej").

Odszkodowania płacone Żydom amerykańskim przez państwa europejskie były bezprawne, bo za przyczynę miały szantaż ze strony amerykańskiego lobby żydowskiego, ale, ogólnie rzecz biorąc, można było uznać moralną winę tych państw za pomoc udzieloną Niemcom przez ich instytucje państwowe w dokonaniu Zagłady. W przypadku Polski zgoda na wypłacenie zagranicznym organizacjom żydowskim, zamiast osobom bezpośrednio poszkodowanym, choćby dolara, oznaczałaby samoponiżenie Polski przez odrzucenie największej ofiary narodowej, jaką było odrzucenie współpracy z III Rzeszą i nie wytworzenie rządu kolaboracyjnego.

(Blog KW)

Platforma polskich rodzin

(pw)
Załatwiłam tam synowej pracę przez klubowego kolegę. Pochodzi z Białegostoku, ale to zdolna dziewczyna - mówi Elżbieta Neska, bielańska radna Platformy. Nie jest wyjątkiem. W jednej tylko instytucji podległej marszałkowi Mazowsza naliczyliśmy przeszło 30 działaczy partii Tuska lub ich krewnych.

To miała być wizytówka rządzącej województwem koalicji PO-PSL. Aby sprawnie podzielić 3 mld euro unijnych dotacji na lata 2007-13, urząd marszałkowski powołał nową instytucję - mazowiecką jednostkę wdrażania projektów unijnych. To ona zdecyduje, która firma, samorząd, czy organizacja społeczna dostanie pomoc z Brukseli.

Moja zapracowana córa

Szeregowi politycy Platformy chcieli powołać ekspercką komisję spoza urzędu, która wybierze dyrektora fachowca. Ich pomysł przepadł. Szefa nowej instytucji wyznaczył zarząd województwa złożony z działaczy PO i PSL. To Piotr Adamski, pochodzący z Szydłowca bliski współpracownik Ewy Kopacz, minister zdrowia i liderki mazowieckiej PO.
Odtąd do pracy w unijnej jednostce zaczęli tłumnie zjeżdżać działacze PO z całego województwa. Na liście zatrudnionych znaleźliśmy aż 30 działaczy partii Tuska. Pracuje tu m.in. radna w Radzie Warszawy Maria Łukaszewicz i Maria Wiro-Kiro z władz bielańskiej PO. Są lokalni politycy tej partii z Targówka, Wawra, Ochoty, Pragi, Kozienic, Ostrołęki, Sochaczewa.

Posadami w dzielącej brukselskie pieniądze instytucji zainteresowały się też rodziny działaczy. Wydziałem informacji kieruje żona radnego PO na Ochocie Piotra Żbikowskiego Dorota. - Jestem z tego dumny. Gdy Platforma była w opozycji, moja działalność polityczna utrudniała żonie karierę urzędniczą. Ale czasy się zmieniły - cieszy się Piotr Żbikowski.

W wydziale organizacyjnym pracuje Aleksandra Wosztyl.
- Czy to pana córka? - pytamy Dariusza Wosztyla, zaufanego Ewy Kopacz i wiceburmistrza Ursynowa.
- A osoba o takim nazwisku tam pracuje? - dziwi się początkowo Dariusz Wosztyl.

Daje za wygraną, gdy mówimy, że na stronie internetowej chwali się córką Aleksandrą. - Mógłbym kłamać, ale powiem prawdę - to moja córa. Zna świetnie niemiecki po studium nauczycielskim. Wie pan, co mi mówi, jak dzwonię do niej przed godz. 16? Że jest bardzo zapracowana - opowiada Dariusz Wosztyl.

Wróbel dał Nesce

Anna Neska z wydziału administracyjno-gospodarczego dostała pracę dzięki teściowej Elżbiecie Nesce, radnej PO na Bielanach. - Syn ożenił się we wrześniu, a ja już w listopadzie załatwiłam pracę Ani pracę przez radnego kolegę z Platformy Roberta Wróbla. On jest tam kierownikiem. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, może powinnam się postarać o lepszą? - zastanawia się Elżbieta Neska.

W wydziale organizacyjnym pracuje Aleksandra Ruszczyk. - Czy to pana rodzina? - pytamy Leszka Ruszczyka, radnego PO w sejmiku Mazowsza. - Nie wiem muszę to sprawdzić, proszę zadzwonić wieczorem - odpowiedział. Gdy zatelefonowaliśmy ok. godz. 20, radny nadal nie wiedział. - Mogę się dowiedzieć, czy to moja krewna, ale potrzebuję na to jeszcze weekendu - skwitował.

- Zatrudnianie w kontrolowanym przez PO urzędzie rodzin naszych działaczy jest delikatnie mówiąc, niemoralne. Poza tym to polityczne samobójstwo. Ja mam czyste sumienie - moja żona i nikt z rodziny nie korzysta z partyjnych znajomości - mówi Jacek Duchnowski (PO), burmistrz Wawra. W unijnej jednostce pracuje wprawdzie Agnieszka Duchnowska, ale to przypadkowa zbieżność nazwisk.

- Aż tylu tu pracuje działaczy PO? Nie wiedziałem - dziwi się Piotr Adamski. I dodaje: - Na wszystkie stanowiska organizowaliśmy konkursy.- A partyjni i ich rodziny byli zawsze najlepsi? - dopytujemy się.
- Może w pewnym czasie trafiali tu partyjni, ale kilka miesięcy temu to się skończyło. Zresztą już chyba wszyscy znaleźli pracę - odpowiada Adamski.

(Jan Fusiecki)

Bo to wielki sukces był!

(pw)
Trwa w najlepsze dyskusja, a właściwie krzykanina nad ratyfikacją Traktatu Lizbońskiego. Padają ciężkie argumenty, zarówno ze strony eurokratów skupionych wokół PO, jak i eurosceptyków związanych z PiS. Tylko te argumenty, to bardziej muzom padają, mijają się, a nie służą przekonaniu stron przeciwnych do swoich racji.

Głównym argumentem PiS jest to, że tak ratyfikowana ustawa bez żadnej preambuły, mówiącej o nadrzędności Konstytucji Rzeczypospolitej spowoduje ograniczenie naszej suwerenności. Wydaje się, że strona przeciwna, eurokraci, zasypią nas kontrargumentami mówiącymi o tym, że Traktat Lizboński w żaden sposób nie umniejszy naszej suwerenności, że możemy być absolutnie bezpieczni, ze jest wprost przeciwnie i Polska jeszcze nigdy nie będzie tak suwerenna jak po ratyfikacji Lizbony. I tu jest w myśleniu błąd. Bowiem główny kontrargument eurokratyczny brzmi tak: jaki ten PiS jest wredny!. Bo sam Pan Prezydent Rzeczypospolitej uznał zakończenie negocjacji za swój wielki sukces. A tu nagle wychodzi na to, że PiS jest przeciw własnemu sukcesowi.

Nie wiem czy eurokraci zdają sobie sprawą z istnienia takiego zjawiska w polityce międzynarodowej, w łacinie pięknie zdefiniowanego jako rebus sic stantibus, czyli zasadnicza zmiana okoliczności. Dajmy na to przykład: Polska, podpisująca z Turkami Traktat Buczacki 1672 roku, odnosiła swój sukces ponieważ godząc się na oddanie Podola i Bracławszczyzny, zatrzymywała dalszy, jeszcze bardziej zgubny marsz wojsk osmańskich. Jednakże rok później, kiedy zebrano już armię, obrona takiego „sukcesu Buczackiego” nie miała już najmniejszego sensu. Chociaż miała by sens, gdyby szlachta podatków na wojnę nie ustanowiła i wojska do pokonania Turków nie było. Na tym polega polityka międzynarodowa.

Sukcesem Pana Prezydenta Kaczyńskiego było, to że podpisał Traktat Lizboński wraz z gwarancją nie stosowania wszystkich postanowień Karty Praw Podstawowych w Polsce (tzw. Protokół Brytyjski). Premier Tusk wraz ze swoim zwyczajem nie mówienia niczego konkretnego, nie narażania się i nie obrażania nikogo zadeklarował. Tak właściwie nic nie zadeklarował. Bo z początku mówił, że Polska wchodzi w protokół. Z jego ostatnich zaś wypowiedzi wynika zaś, że jednak Polska nie wchodzi w protokół. Bądź tu mądry. Uznajemy bowiem, że sukcesem było podpisanie Traktatu Lizbońskiego wraz z Protokołem Brytyjskim, i to przede wszystkim ze względu na Protokół był to sukces. I nie można oczekiwać od PiSu, że będzie bronił czegoś, co sukcesem już nie jest.

(Grudeq)

Tusk i wizy - w Białym Domu.

(pw)
11-tego grudnia ubiegłego roku, we wpisie na moim blogu pt. "Wizy do USA - sprawa polskiego honoru", napisałem:

"Nowy polski premier, Donald Tusk, bije się w piersi, że nie będzie rozmawiał z Amerykanami o zniesieniu wiz dla Polaków. Pożyjemy, zobaczymy. Ja jakoś nie mogę uwierzyć w to, że raptownie, jak za naciśnięciem lewarka w spłuczce ustępowej, w rurze kanalizacyjnej zniknie na zawsze polski honor narodowy. Do rangi obrony honoru narodowego Polaków urosły bowiem polskie starania o zniesienie wiz amerykańskich, o czym słyszymy wielokrotnie w czasie ostatnich lat."

Otóż nie musiałem czekać długo, gdyż 10-tego marca, podczas wizyty polskiego premiera Donalda Tuska w Białym Domu, usłyszeliśmy z ust prezydenta Busha, iż polski premier, uwaga... poruszył sprawy wiz:

"...the Prime Minister, of course, brought up the issue. And he was very firm about the need for a friend to treat a friend as a friend when it comes to visas."

("...premier, oczywiście, podniósł tę sprawę. I był bardzo stanowczy o potrzebie dla przyjaciela traktowania przyjaciela jako przyjaciela kiedy przychodzi do wiz.")

Na konferencji prasowej w Białym Domu, temat wiz został sprytnie "zasiany" jako pytanie z sali zadane przez polskiego redaktora, którego Tusk przedstawił jako pan Kraśko. Tusk, zapewne na potrzeby public image, chciał utrzymywać wygląd "niezainteresowanego tematem wiz", co również starał się podkreślić sarkastycznymi uśmieszkami do Busha kiedy pojawił się ten temat - no ale wyszło szydło z worka, ponieważ Bush jak widać nie miał ani ochoty, ani interesu ukrywać faktu rozmów wizowych Tuska.

Uraz na "polskim honorze narodowym" (czym w Polsce nazwano krucjatę wizową), który spowodowany jest egzekwowaniem przez Amerykę amerykańskiego prawa wizowego, dalej bodzie Polaków, a ich przedstawicielom nie pozwala dochować publicznych obietnic. Polacy wydają nie zdawać sobie sprawy z tego, że domaganie się rzeczy które prawnie im się nie należą, może mieć wiele wspólnego z różnymi sprawami, ale najmniej z honorem. Kwalifikowanie do spraw "honorowych" podchodów nakierowanych na ominięcie prawa, może kojarzyć się z honorem tylko w umyśle kombinatora, a kombinatorstwo, jak na omawianym przykładzie widać, dalej wydaje się być cnota w Polsce.

Sprawy kwalifikowania się do amerykańskiego programu bezwizowego (VWP) są bardzo proste. Należy po prostu nie jeździć na saksy do Ameryki, co spowoduje obniżenie procentu odmów wydawania wiz turystycznych poniżej 10%, co z kolei jest kryterium przyjęcia do VWP. Ameryka stara się w tym pomóc przez opracowywanie "road maps" ("map drogowych") do kwalifikowania się krajów Europy wschodniej do kryteriów VWP, ponieważ jest w amerykańskim interesie ażeby ograniczać przyjazdy gastarbeiterów. Mianem "road map" potocznie określa się w USA instrukcje mające na celu osiągnięcie jakiegoś celu. Nazwa ta nie zawiera żadnych ukrytych znaczeń ani sakrazmów, o co posądzają ją obrońcy "polskiego honoru". W ramach owej "road map", USA rozluźniły ze swojej strony kryterium odmów wiz z 3% do 10%, natomiast krajom ubiegającym się o ich zniesienie, zaleciły prowadzenie kampanii informującej swoich obywateli o wymaganiach amerykańskiego prawa, z naciskiem na nie aplikowanie o wizy turystyczne przez gastarbeiterow. Sąsiedzi Polaków, Czesi, wywiązali się z zaleceń amerykańskiej "mapy drogowej" doskonale i procent odmów spadł u nich poniżej 10, przez co kwalifikują się oni dziś do VWP. Polacy natomiast nie zrobili w sprawie "mapy drogowej" zupełnie i dokładnie niczego. W zamian przyjęli pozycję roszczeniową, wywijali i wywijają pięściami w kierunku USA za rzekomą niesprawiedliwość wobec "narodu Paderewskiego, Kościuszki i Pułaskiego", powołują się na bogatą historię walki o swoją wolność, tak jakby to miało jakiś związek z amerykańskim prawem wizowym, organizują pseudo-polonijne, nielegalne grupy lobbingowe, w celu cnotliwego - wedle polskiej mentalności - "załatwiania" spraw na lewo, pod stołem, po znajomosci.

Efekty tej polskiej bufonady, warcholstwa i głupoty są dzisiaj takie, że podczas gdy Czesi będą się cieszyć członkowstwem w VWP, Polacy będą dalej stać w kolejce przed konsulatem amerykańskim po wizy.

_______________
Na marginesie:
Przedstawiciele polskiej prasy zachowują się w Białym Domu jak podczas typowych polskich jatek medialnych (oficjalnie zwanych w Polsce konferencjami prasowymi). W Białym Domu, i nie tylko tam, obowiązuje zasada, że zebrani przedstawiciele mediów zgłaszają chęć zadania pytania, po czym prezydent oraz jego gość udzielają im głosu. Już na samym początku, jakiś polski ognisty redaktor wyrwał się pełną gęba z pytaniem bez udzielenia mu głosu, co poważnie poirytowało Busha, który zmuszony był w stanowczy i energiczny sposób przymknąć nieobytego delikwenta ze wschodu.

(John Kowalski)

Kto będzie Brutusem Donalda Tuska? Powtórka z historii.

(kt) Ciekawą notkę zamieścił dzisiaj w swoim blogu Ryszard Czarnecki:
"Brutus Donalda Tuska

Równo 2052 lata temu zamordowano Juliusza Cezara. Zmieniły się nieco metody załatwiania wrogów politycznych, ale popyt na Brutusów jest cały czas spory.

Kto będzie Brutusem Donalda Tuska? Czy to będzie ktoś z rządu? A może ktoś z klubu parlamentarnego PO?

Politycy często zapominają, że wszystko już było, tylko zmieniają się dekoracje."


Ciekawe porównanie i ciekawy tok myślenia. Po głębszym zastanowieniu się, rzeczywiście można by tu dopatrzyć się wielu analogii, wielu zbieżności pomiędzy Donaldem Tuskiem, a Juliuszem Cezarem. Premier, podobnie jak cesarz, dąży do marginalizacji senatu (co budzi sprzeciw nawet wśród ludzi z jego obozu), widać zapędy do dyktatury, wiele wskazuje, że wielkimi krokami zmierza do jedynowładztwa.

Przypomnijmy sobie zatem fragmenty z życiorysu Juliusza Cezara:

"Cezar był siostrzeńcem Gajusza Mariusza, przywódcy stronnictwa popularów w Rzymie. Stronnictwo to, forsujące projekty zmian w państwie, znajdowało się w niekorzystnym położeniu, gdyż od roku 82 p.n.e. pełnił w Rzymie dyktaturę Sulla, przywódca konserwatywnego stronnictwa optymatów.

Walka pomiędzy tymi stronnictwami dotykała także Cezara. W wieku szesnastu lat, w roku 84 p.n.e., uzyskał dzięki Mariuszowi pierwszy urząd polityczno-religijny - tytuł kapłana boga Jowisza (flamen Dialis). Jednak już w 82 p.n.e. stracił go, gdyż odmówił spełnienia rozkazu Sulli, który narzucił mu rozwód z Kornelią Cynnillą. Była ona córką Lucjusza Korneliusza Cynny, drugiego po Gajuszu Mariuszu przywódcy popularów. Cezar stracił też posag Kornelii, ale Sulla zagwarantował mu nietykalność.

Cezar nie dowierzał jednak Sulli, który wcześniej łamał przyrzeczenia i uciekł w pośpiechu w Góry Sabińskie. Tam ukrywał się wśród bagien i lasów. Niedogodności tych kryjówek wywołały u niego poważną chorobę. Gdy przewożono go na noszach w inne miejsce, został pojmany przez wojska Sulli. Duży okup wypłacony żołnierzom pozwolił Cezarowi uratować życie i wolność. Jego znajomi w Rzymie, krewni Aurelii, a nawet dziewice Westalki, lecz przede wszystkim lubiany przez Sullę Aureliusz Kotta, wstawiali się za Cezarem, aby umożliwić mu bezpieczny powrót do Rzymu. Udało im się to, mimo iż Sulla ostrzegł, że młodzieniec, za którym się wstawiają, przysporzy stronnictwu optymatów wielu trosk ("strzeżcie się: w tym Cezarze drzemie wielu Mariuszów"). Cezar jednak nie miał zamiaru wracać do Rzymu – wiedział, że w tak niedogodnym położeniu politycznym, w jakim się znalazł, jego kariera polityczna była skazana na klęskę. Wiedział także, że jako polityk musiał się wcześniej wykazać służbą w armii i walką.

Udał się do północno-zachodniej Azji Mniejszej, gdzie wspomagał Marka Minucjusza Termusa w oblężeniu miasta Mitylene na wyspie Lesbos, gdzie powierzono mu misję sprowadzenia okrętów od króla Bitynii Nikomedesa IV. Misję tę wykonał bardzo dobrze, zdążył się nawet bliżej zaprzyjaźnić z królem, co potem stało się piętnem w jego karierze politycznej w Rzymie. Wielokrotnie sugerowano - prawdopodobnie słusznie - że zostali kochankami. Trudno jednak stąd wnioskować o biseksualizmie Cezara (zwłaszcza w świetle jego późniejszej sławy "pierwszego uwodziciela w Rzymie") - ów epizod wynikał raczej z dekadenckiego stylu prowadzenia się dworu Nikomedesa, który prawdopodobnie urzekł młodego rzymianina.

Po zakończeniu misji Cezar zresztą powrócił do Bitynii pod pretekstem prowadzenia spraw sądowych "jakiegoś wyzwoleńca" (jak podaje Swetoniusz). Pogłoski o domniemanym związku Cezara stały się silniejsze, gdy przed śmiercią Nikomedes zapisał w testamencie swoje królestwo Rzymowi.

W samej kampanii wojennej Cezar wykazał się męstwem w zdobywaniu miasta, za co został nagrodzony tzw. corona civica, które było przyznawane tym, którzy ocalili w bitwie obywateli rzymskich. Odznaczenie to wiązało się z wieloma zaszczytami i przywilejami - m.in. senatorzy musieli wstawać, kiedy odznaczona osoba wchodziła do senatu.

Po zakończonej misji wojskowej nie powrócił do Rzymu, w którym wciąż panował Sulla. Przeniósł się do floty Publiusza Serwiliusza Izauryjskiego w Cylicji, gdzie jako oficer prowadził kampanię przeciwko licznym piratom, którzy mieli swe siedziby w górskich rejonach tej krainy.

W 79 p.n.e. Sulla zrezygnował z dyktatury i w rok później zmarł. Śmierć Sulli rozpoczęła nowy okres walki o władzę. Cezar zdawał sobie sprawę, co potem potwierdziła klęska Marka Lepidusa próbującego objąć władzę, że jest jeszcze za wcześnie na przejęcie władzy od optymatów. Byli oni wciąż dominującym stronnictwem politycznym, skupiającym w swoim gronie większość liczących się przywódców.

Cezar postanowił najpierw zdobyć popularność. Podobnie jak wcześniej uczynił to, walcząc i dowodząc, teraz chciał udowodnić, że jest bardzo dobrym mówcą i administratorem oraz znawcą prawa. W tym celu pozwał w 77 p.n.e. do sądu Gnejusza Dolabellę, byłego konsula, o nadużycia i wyłudzenia popełnione w czasie sprawowania władzy w prowincji Macedonia. Osoba ta była wybrana nieprzypadkowo – jako stronnik zmarłego Sulli był on politycznym przeciwnikiem Cezara, ponadto wspierała go ludność prowincji. Jednak Dolabella, głównie dzięki układom, sprawę wygrał.

Cezar zyskał o tyle, że kolejne miasta i prowincje poprosiły go o wytoczenie spraw. I właśnie taką sprawę wytoczono w 76 p.n.e. Gajuszowi Antoniuszowi, który złupił wiele miast greckich podczas panowania Sulli. Tę sprawę wygrał Antoniusz, który choć ostatecznie nie trafił do więzienia, to jednak przegrał moralnie, o Cezarze ponownie było głośno. Podobne sprawy miały miejsce w samym Rzymie. Dodatkowo, w celu zdobycia popularności, urządzał liczne uczty i przyjęcia dla ludzi. Wszystko to czynił, żeby zyskać sobie przychylność i poszerzyć krąg znajomych.

(...)

W Rzymie było już wiadomo, że rządzi trójka polityków, którym nikt nie ośmieli się sprzeciwić. Senat świecił pustkami, ale Cezarowi nie przeszkadzało to w uchwalaniu kolejnych ustaw. Jedną z nich było przyznanie mu na pięć lat namiestnictwa w Galii Przedalpejskiej i Ilirii z granicą na rzece Rubikon oraz Galii Narbońskiej. Zwłaszcza ta ostatnia kusiła Cezara możliwościami prowadzenia tak potrzebnych mu kampanii wojennych i równie – zdobycia pieniędzy.

(...)

Cezar w praktyce stał się jedynowładcą Rzymu. Senat stał się instytucją fasadową (...). W odróżnieniu od Sulli Cezar nie mordował ani nie skazywał na banicję swoich przeciwników, głosząc zasadę clementia (łagodność rządów). Nie mścił się na swych dawnych przeciwnikach politycznych, cofając nawet konfiskaty majątków.

Mimo to został szybko znienawidzony przez starą arystokrację za okazywanie niemal całkowitej pogardy dla starych instytucji republikańskich. Choć formalnie starał się zachowywać pozory legalności swojej władzy, jego faktyczne decyzje prowadziły do niemal zupełnego rozkładu dawnego systemu rządów. Przykładem takiego podejścia było nadawanie sobie i związanym z sobą ludziom najważniejszych stanowisk w państwie. W roku 49 p.n.e. przyjął dyktaturę, która złożył po wyborze na konsula, w 48 p.n.e. ponownie "dał się wybrać" na dyktatora, a w 47 p.n.e., gdy powrócił do Rzymu, a jego władza dyktatorska formalnie ustała, zezwolił na wybór konsulów w normalnym trybie. W roku 46 p.n.e. zerwał jednak zupełnie z tą fikcją, każąc się mianować jedynym konsulem i to od razu na 5 lat. W 45 p.n.e. konsulat Cezara został przedłużony do 10 lat.

Po załatwieniu spraw w Rzymie Cezar rozgromił ostatecznie stronników nieżyjącego już Pompejusza. W listopadzie 46 p.n.e. Cezar, już jako konsul, wyruszył do Hiszpanii, żeby ostatecznie rozprawić się ze swymi przeciwnikami - synami Pompejusza - Sekstusem Pompejuszem i Gnejuszem Pompejuszem. Do walki doszło 17 marca 45 p.n.e. pod Mundą w której armia Cezara, pomimo przewagi wroga, zabiła 30000 pompejańczyków, tracąc tylko 1000 swoich.

Po bitwie pod Mundą nikt już nie był w stanie zagrozić jedynowładztwu Cezara. 14 lutego 44 p.n.e. Senat obwołał Cezara dyktatorem wieczystym (dictator in perpetuum) najwyższym kapłanem, imperatorem i "ojcem ojczyzny". Próbowano go obwołać królem Rzymu, ale Cezar odmówił, gdyż funkcja ta od czasów Tarkwiniuszy była przez lud znienawidzona, ponadto Cezar nadal starał się zachowywać pozory republikańskiej legalności.

Zabójstwo Cezara

Na czele opozycji wobec Cezara stanął Gajusz Kasjusz Longinus i Marek Juniusz Brutus. Longinus był związany wcześniej z obozem Pompejusza, po klęsce pod Farsalos poddał się Cezarowi, jednak nadal głośno wyrażał wobec niego swoją niechęć. Podobnie było z Brutusem - przy okazji Cezar miał romans z jego matką, Serwilją.

Cezara zawsze ostrzegano przed możliwością zamachu na jego życie. Jednak on zawsze podchodził do tego z dystansem, twierdząc, że żyłby cały czas w obawie, gdyby ciągle otaczała go straż przyboczna. Był przy tym pewny, że nikt nie odważy się na dokonanie na nim morderstwa, gdyż wywoła to kolejną wojnę domową. W krytycznym dniu jednak o mały włos Cezar nie pokrzyżował planów skrytobójców. Jego żona błagała go, aby pozostał w domu, bowiem tej nocy męczyły ją krwawe koszmary. Cezar niechętnie, ale chciał się przychylić do jej próśb, jednak wizytujący jego dom wysłannicy zamachowców wyperswadowali mu spełnienie życzeń żony.

Planował wyprawę na Wschód, która miała się rozpocząć 18 marca 44 p.n.e. Na ostatnim posiedzeniu senatu 15 marca 44 roku p.n.e. w dniu idów marcowych, Cezar zajął miejsce na złoconym krześle. Podszedł do niego Tulliusz Cymber, prosząc o łaskę dla wygnanego brata, a za nim zaczęli podchodzić inni wtajemniczeni. Cezar rozdrażniony tą natarczywością próbował wstać, ale wtedy Cymber ściągnął mu togę, co miało być umówionym znakiem dla wszystkich do ataku. Pierwszy cios zadał Publiusz Serwiliusz Kaska, jednak uderzenie było za słabe. Cezar odpłacił się mu ugodzeniem rylcem w ramię, jednak wtedy posypały się na niego, wedle tradycji, 23 ciosy zadane sztyletami. Ostatni cios, zadany ręką Brutusa, którego Cezar uważał za przyjaciela, okazał się śmiertelny. W chwili jego zadawania, Cezar miał wyszeptać: "I ty, Brutusie, przeciw mnie?" ("Et tu, Brute, contra me?"), po czym wielki Rzymianin padł zakryty własną togą u stóp posągu Pompejusza, swego dawnego stronnika i wroga."


http://pl.wikipedia.org/wiki/Gajusz_Juliusz_Cezar

Juliusz Cezar

Juliusz Cezar

Podobno historia kołem się toczy. Co prawda wydarzenia nie przybierają już takich form, jak to miało za czasów Juliusza Cezara (i oby nigdy do tego nie dochodziło!), ale pewien schemat wydarzeń nie zmienił się od lat tysięcy. A więc powtórzymy jeszcze raz za Ryszardem Czarneckim:

Kto będzie Brutusem Donalda Tuska? Czy to będzie ktoś z rządu? A może ktoś z klubu parlamentarnego PO?
http://m.onet.pl/_m/72f2a7e10f83d98e8bd96bec4fd73241,5,1.jpg









---------------------------------------------------------

Krótka a spontaniczna notka o Kazimierzu Ujazdowskim i Marku Jurku. BRAWO DLA KISIELA!

(kt) Przeczytałam dzisiaj komentarz Kisiela, skierowany do Kazimierza Ujazdowskiego i biję mu WIELKIE BRAWA! Tak właśnie od pewnego czasu odbierałam Ujazdowskiego,Zalewskiego, czy Marka Jurka. Zwłaszcza tego ostatniego, którego słowa miałam możność usłyszeć kilka dni temu w "Rozmowach niedokończonych" oraz w wywiadzie telefonicznym, którego udzielił dla "Radia Maryja". Dziwiłam się, jak ten człowiek, który uważa się za KATOLIKA i twardego obrońcę wartości chrześcijańskich, może tak po niechrześcijańsku odnosić się do Gosiewskiego, czy wypowiadać się agresywnie na oczach tysięcy słuchaczy o niedawnych kolegach z PiS-u. Pomyślałam wówczas, że ten człowiek niczym nie różni się w swej retoryce od polityków PO.

Kolejny raz czuję zażenowanie, gdy kolejny polityk, mając Polaków za głupców, ZAKŁADA MASKĘ człowieka głęboko wierzącego/ praktykującego, używającego słów Biblii, czy autorytetów Kościoła dla KRWIOŻERCZEJ i pozbawionej zasad FAIR PLAY walki o wpływy i WŁADZĘ! Widzę, że ostatnio powoływanie się na słowa Jana Pawła II stało się w niezwykłe modne nie tylko wśród polityków PO i PSL, ale także wśród osób, które jeszcze niedawno deklarowało PRZYJAŹŃ do PiS-u. Czyżby to jedna z technik PR - u? Kolejna fasada, pod która kryją się ogromne pokłady nienawiści, wrogości, pychy i chciwości?

A oto obiecany fragment wypowiedzi Kisiela, skierowanej do Ujazdowskiego i pośrednio także do Marka Jurka:

"Być może Pan tego nie dostrzega,

ale zarówno z Pańskiego tekstu jak i z wypowiedzi Marka Jurka, czy Pawła Zalewskiego przebija żenująca małość. O klasie człowieka/polityka świadczy m.in. to jak odnosi się do dawnych kolegów, sojuszników i jakiej sprawie służy.


Pomijam już to, że Jarosław Kaczyński ma absolutną rację nie ufając różowo-czerwonym i starając się zapewnić nienaruszalność umowy traktatowej (przypominam, że układ PO-LiD-PSL dał sygnał 20 grudnia 2007 r., przegłosowując uchwałę z akapitem o bliskiej rezygnacji z protokołu brytyjskiego, do czego zmierza, a Pan zarzuca PiSowi partyjniactwo!). Skandal Panie Ujazdowski.

Ale to dobrze. Mamy okazję sprawdzić każdego z was. Takie sytuacje są niczym papierek lakmusowy. Niepotrzebnie się Pan trudzi z Dudkiewiczem i Rokitą. Niczym się od platformersów nie różnicie. Jarosław Kaczyński to jednak mądry człowiek, odsiewa plewy od ziarna. "

Panie Kisielu, pozdrawiam.

A Panu Ujazdowskiemu pozwolę sobie przypomnieć cytat z jego strony:
"Forma i metoda mówią nam czasem więcej niż poglądy".

/Stefan Kisielewski/