2008-02-16

Eliksir radości

Oderwijmy się od naszej polskiej wariacji, która ma wiele składowych, a pierwsze skrzypce gra w niej rząd.

Zignorujmy, sztab kryzysowy powołany przez rząd do obrony Polski przed spadającym sojuszniczym satelitą. Według ostatniej plotki, jednym z zaleceń tego sztabu jest wydanie wszystkim obywatelom supertajnej broni defensywnej – tzw „Parasoli Pancernych” – chluby techniki zakładów Bumaru wraz z „Eliksirem Radości” produkcji firmy posła Palikoty.

„Parasole Pancerne” w 100% chronią przed odłamkami wielkości główki szpilki. „Eliksir Radości” ma natomiast pomóc zapomnieć o tych trochę większych odłamkach, których „Parasole Pancerne” nie powstrzymują.

Podobno PiS twierdzi, że rządowy kontrakt na dostawy „Eliksiru Radości” jest trefny, ale kto by tam wierzył pisiakom obsesyjnie szukającym UKŁADU w najcichszym nawet pierdnięciu motyla.

Zapomnijmy więc, choć na chwilę, o polskim systemie sprawiedliwości, który od miesiąca angażuje prawie wszystkie swoje siły w śledztwo próbujące ustalić okoliczności i zakres uszkodzeń obudowy 2 (dwóch) laptopów.

Sprawa laptopowa jest arcyważna, bo dotyczy poprzednika obecnego ministra sprawiedliwości - uznanego fachowca od bronienia bandziorów. W tej sytuacji zrozumiały jest brak zainteresowania ministerstwa sprawiedliwości nową seksaferą, w której oskarżonym o „satyryzm” jest działacz LiDu, a skarżącymi jest kilkanaście pracownic ratusza w Olsztynie.

Tematu olsztyńskiego nie podjęły też media, nauczone przykrym doświadczeniem z poprzedniej seksafery, kiedy to pani niezdolna wskazać ojca swojego dziecka, oskarżyła Andrzeja Leppera o molestowanie seksualne. Trudno się dziwić postawie prasie. Przecież rok po medialnym wydarzeniu, które wstrząsneło Polską, Lepper ma się dobrze, dalej jest na wolności. Nic nie wskazuje na prawdziwość oskarżeń złożonych przez kobietę najwyraźniej wyzwoloną z okowów pruderyjnej moralności.

Oderwijmy się w końcu od groteskowych realiów naszego kochanego kraju. Pomyślmy o czymś odmiennym, na przykład, o problemach Wielkiej Brytanii. Nie jest to miejsce tak odległe by być kompletnie niezrozumiałym. Mieszka tam też sporo Polaków, co powinno ułatwić nam utożsamienie się z tamtejszymi sprawami.

Oprócz Polaków, Wielką Brytanię zamieszkuje wielu muzułmanów. Tydzień temu Arcybiskup a Canterbury stwierdził, że wprowadzenie prawa Szaria (prawo oparte o religię muzułmańską) w Zjednoczonym Królestwie jest wskazane i nieuniknione.

Według prawa, w Wielkiej Brytanii arbitraż spraw cywilnych nie musi być prowadzony w sądzie publicznym. Z możliwości tej korzysta społeczność żydowska, której członkowie mogą za obopólną zgodą, oddać spór do sądu rabinicznego (Beit Din) funkcjonującego według prawa opartego na religii żydowskiej.

O zrównanie przywilejów w zakresie arbitrażu spraw cywilnych wystąpił ostatnio Muslim Council of Britain: Brytyjscy muzułmanie pragnęliby równości z innymi wyznaniami, w szczególności wyznawcami religii żydowskiej w Wielkiej Brytanii, w możliwościach wyboru dla muzułmanów życzących sobie by ich osobiste sprawy były sądzone według prawa Szaria.

Zgodnie z oczekiwaniami, powyższe oświadczenie wywołało gorącą dyskusję. Oponenci ogłosili bezzasadność porównywania Szaria z Beit Din, twierdząc, że Szaria, w przeciwieństwie do Beit Din, jest niezgodna z demokracją, ponieważ dyskryminuje kobiety. Naciągany argument, bo Beit Din też nie traktuje kobiet jak równych mężczyźnie. Jak pisze Roi Ben-Yehuda: Kiedy to ostatni raz kobieta występowała w rabinicznym sądzie jako sędzia lub świadek. Obydwa prawa religijne są na bakier z demokracją. Z tego też powodu, parę lat temu, wyeliminowano w Kanadzie możliwości arbitrażu spraw cywilnych poza systemem publicznym.

Poza Wielką Brytanią z przywileju arbitrażu w religijnym sądzie korzystają Żydzi w wielu innych krajach. Beit Din obowiązuje też w Izraelu. Według obiegowych opinii, w Izraelu i w tych innych krajach panuje demokracja. Według innych potocznych opinii, wszechświat jest nieskończony, a bociany zimują w Afryce. Ktoś pewnie chciałby wiedzieć która z tych opinii jest prawdziwa. A mnie ciekawi smak tego „Eliksiru Radości”. Bo to nie może być taka zwykła plota. Przecież chyba media nie kłamią cały czas?

Źródło

2008-02-15

Rolniczy kwadrans...


Rolniczy kwadrans...

Dopiero dziś dotarła pocztówka, przesłana przez jedną z podopiecznych Ministra Sawickiego. Miła ta osóbka postanowiła przesłać, z okazji stu dni rządów, pozdrowienia dla naszej władzy oraz zdecydowanie odciąć się od niektórych natrętnych insynuacji.

Chlewa i igrzysk z okazji 100 dni!

Kto będzie pierwszy tym, który założy sobie pętlę na szyję.

Ze względu na rozwój wypadków forma przekazu zostala zaostrzona.


w.s_media już spią i nie slyszą,więc wolam już sam po nocy.

CZY TO JUŻ DZIS ?
CZY POWALENIE NA KOLANA 36 MIL.NARODU ZA POMOCĄ SWISTKA PAPIERU,WPISANE ZOSTANIE
DO KSIEGI REKORDOW GUINESSA.

Niestety mam wielkie obawy,co do losów tej umowy.
Nie na darmo w tytule tej spółki,zawarte jest skrót "Eur"eko.
Przeciwnik ukryty za nim,jest w przeciwieństwie do kraju widniejącego na umowie ,ani mały,ani nieliczny
ani nie skłonny do hodowli tulipanów.
A już na pewno, obecne położenie w jakim się znajduje, nie można nazwać DEPRESJĄ.
I znów się okaże ,że jesteśmy tymi niewolnikami z Polskiej wersji Faraona,ufnie patrzącymi na postać swego głównego kapłana.
Szkoda że nadchodząca zniewaga ,mniej bolesna będzie do przeknięcia,niż
jej dlugotrwale bolesne efekty.
Szkoda, że jak zwykle kosztem naszych dzieci.
Warto o tym pamiętać.

2008-02-14

Karate PO Polsku



Krążyła taka legenda, a i do dziś jest pełno jej zwolenników,że śmierć Bruce Lee spowodowana była
poprzez zabójstwo z rąk pilnie strzegących swych tajemnic ,starych mistrzów sztuk walki.
.
Oczywiście wykonania tego zadania,mogli się podjąć tylko najwybitniejsi
wojownicy kung - fu,których kunszt posługiwania się pięścią i bronią, doprowadzony został do perfekcji.
Ich umiejętności i opowieści o nich,urosły z czasem wręcz do rangi mitu.
Najbardziej u nas znana wersja to uderzenie wściekłej pięści,
lub wirującej pięści, w skrócie WP,której działanie nastepuje z opóźnieniem po kilku dniach lub nawet tygodniach.


.
Jak naiwna okazała się po latach nasza fascynacja wschodem i dążenie
do naśladownictwa i budowy,chociażby drugiej Japonii.
Jakże niedocenialiśmy naszego krajowego produktu
Nie pochodził on co prawda z wysoko w górach położonych klasztorów Schaolin,
a jedynie z nisko położonych piwnic ZOMO,
nie mniej jednak skutki jego działania
przekraczały wyobraźnię i możliwosci,nawet najstarszego z mistrzów,a i samego B.Lee
.
Także w przeciwieństwie do mnichów z Tybetu, nasi krajowi adepci stopień mistrzowski
zdobywali już po upływie kilku miesięcy a nie lat, gotowość potwierdzając poprzez uroczyste złożenie
przysięgi.Składając ją, otrzymywali przy okazji namacalny dowód swej pozycji,
w postaci białej pały WP- Wersja Przedłużona.
A i przekład skrótu WP - Władanie Pałą ,w interpretacji klasztoru ZOMO - był o wiele
bardziej komunikatywny i efetkywniejszy,od tego azjatyckiego.
I tu dochodzimy do najważniejszego,do ofiar.

Obserwując ostatnio zachowanie osób, mających kiedyś bezpośredni kontakt
cielesny z właścicielami WP,chylę czoła przed ich umiejętnościami.
Najlepszym przykładem mogą tu być postacie L.Wałęsy,A.Michnika lub S.Niesiołowskiego
Katastrofalne skutki owych spotkań,spustoszenia dokonują po upływie przekraczającym
niejednokrotnie 20 lat.
Kilka ciosów w latach 80,a rany otwierają się dopiero teraz.
Stopień ich postępowania,zależy prawdopodobnie od ilości kontaktów z WP.
To jest perfekcja i mistrzostwo w mrocznej dziedzinie zacierania śladów.

I jeszcze jedna ważna sprawa,która potwierdza wyższość naszych rodzimych nauczycieli
Kung - Fu, nad tymi ze wschodu.
Otuż ,już tylko samo przebywanie w ich pobliżu
lub ich środowiska,doprowadza do pełnej kontroli nad swym umysłem i ciałem
co codziennie obserwuję
u red.T.Wołka -9 Dan i
red.J.Żakowskiego-10 Dan.

Obserwując prowadzenie naszej obecnej polityki
zagranicznej przez niektórych,można śmiało zaryzykować stwierdzenie,iż
owa technika WP ,z powodzeniem została już przetestowana podczas II wojny.
I to przez tych ze wschodu,jak i z zachodu.

Oss.

Mendy żydowskie

(Bardzo dziękuję Azraelowi za jego wczorajszy tekst na Saloni24, p.t. „Mendy polskie”. Pomijając samą zawartość, będącą tradycyjnie już, jak w wypadku tego autora zbitką urojeń i tęsknot za „socjalizmem na jeża” (Made by Gierek) - zawierał on jedną bezcenną rzecz - WSPANIAŁY TYTUŁ! Stał się on inspiracją do powstania mojego, niejako bliźniaczego tytułu dla wpisu poniżej. I za tę inspirację Azraelowi dziękuję! Czekamy na kolejne mendy)


Aż wstyd się przyznać, ale nie śledzę na bieżąco „GW” (stąd ten wpis dopiero dziś). A tu kilka dni temu, mój ulubiony sondażysta napracował się co nie miara, znów zmobilizował rodzinę bliższą i dalszą, krewnych i znajomych królika (a może i Michnika?) i przy ich pomocy wysondował, że „Zaprzeczamy odpowiedzialności Polaków za krzywdy wyrządzone Żydom. Ale prawda o polskim antysemityzmie jednak tkwi w naszej pamięci historycznej. I wychodzi na wierzch”.
Wszystko podparł jakimiś liczbami i aby wyglądało niesamowicie wiarygodnie opatrzył tytułem „Niewinny Polak patrzy na pogrom

Któż mógł spłodzić takie cudo? Jeżeli dodam, że w opis odkrywczego badania wdziera się poezja: (...) w centrum debaty wokół książki Jana Tomasza Grossa "Strach" leży - jak słoneczna polana w splątanym lesie – pytanie (...) i jest niczym promień roentgena w gruźliczych płucach Ojca Redaktora (o kurde i mnie się udzieliło, tfu) – zrazu zgadujemy autora, to Mistrz Nonsensu - Piotr Pacewicz!

Wyniki sondażu i proporcje procentowe są nie trudne do odgadnięcia, i nie ma sensu ich przytaczać. Już tam sondażysta takie sondażkomando dobrał, co wie jak odpowiadać i jest światopoglądowo zorientowane.
Jednym słowem Pacewicz prace zlecone u Grossa odrobił. Jesteśmy antysemitami: „w pierwszych latach po II wojnie Polacy bali się, że wyjdzie na jaw ich udział w zbrodniach przeciw Żydom”, "Żydzi bali się nie tylko hitlerowców, ale i Polaków", "Polacy, którzy ukrywali Żydów czasie II wojny światowej, po wojnie bali się o tym mówić", "Polacy bali się, że będą musieli oddać majątki, które zabrali Żydom wysyłanym przez hitlerowców do obozów śmierci" itp., itd. Pytania jakby wyszły spod pióra samego Grossa ale inwencja zapewne Pacewicza. Oczywiście jako „dowód” - dyżurne Jedwabne i oczywiście Kielce.

Psu na budę takie badania, psu na budę taki Pacewicz, nie mówiąc o Grossie, ale trudno obojętnie przejść obok stosu bzdur, który to ludzie pokroju „gazetkowych” pismaków, co jakiś czas skutecznie podpalają.Jeżeli nawet istniał by „polski antysemityzm”, to w świetle historycznych dowodów zbrodni żydowskich i kolaboracji z okupantem (nie tylko) sowieckim, jest on częściowo wytłumaczalny. Tak jak dla określonych środowisk żydowskich całkowicie wytłumaczalny jest antypolonizm, to antysemityzm jest ogólnie piętnowany, mimo iż w polskich realiach jest on tylko skutkiem a nie źródłem zadawnionych nienawiści.

Nie jest moim zamiarem licytować się, czy więcej Żydów zabili Polacy czy na odwrót, jednak skoro dyskusja o wzajemnych winach ma być konkretna, warto odnieść się do faktów.
Z uporem maniaka „strona żydowska” podaje wciąż za przykład polskiego antysemityzmu bezimienne postaci, rzekomo prześladowane z racji bycia żydami. Do tego wciąż Jedwabne i Kielce – i tak w kółko. Z kolei na dowód Żydowskiego antypolonizmu można przytoczyć niezliczoną liczbę przykładów dokonanych w jego imię zbrodni, zdrad i kolaboracji.

Choćby zdradzieckie ataki na wykrwawione już w walkach przeciwko hitlerowcom Wojska Polskie. Zbrojne grupy żydowskich dywersantów, atakując Polaków, wsławiły się atakiem na pierwsze w drugiej wojnie światowej wojska stawiające czynny opór nazistowskiemu najeźdźcy. Doszło do nich poza najgroźniejszą żydowską rebelią komunistyczną w Grodnie, miedzy innymi w Skidlu, Zborowie, Lubomli, Kolomyi, Rozyszczach, Izbicy, Stiepaniu, Byteniu i Uscilugu.

Żydowski historyk Dov Lewin: Różne świadectwa dowodzą, że niemal wszędzie Armia Czerwona spotykała się z radosnym przyjęciem. Gdy Żydów z Kowla (na Wołyniu) poinformowano, że Armia Czerwona zbliża się do miasta, oni świętowali całą noc. Gdy Armia Czerwona faktycznie weszła do Kowla - Żydzi przywitali ją z nie dającym się opisać entuzjazmem (por. D. Levin The Lesser of Two Evils. Eastern European Jewry under Soviet Rule, 1939-1941, Philadelphia 1995, s. 33).

Inny żydowski autor Mark Verstandig wręcz nazwał mętami ludzi dominujących w milicji i komitecie obywatelskim w mieście powiatowym Mościska w województwie lwowskim: Zmiany były wprowadzane przez milicję i komitet obywatelski, w których większość stanowili Żydzi. Ogólnie biorąc, były to takie męty z shtetl, kierowane przez kilku żydowskich komunistów, którzy stanęli na ich czele po uwolnieniu z więzienia (por. M. Verstandig I Rest My Case, Melbourne 1995, s. 98-99).

Bardzo charakterystyczna dla zachowań skomunizowanych Żydów, jest postawa niejakiej Josielewiczowej – samozwańczej komendantki (komitetu rewolucyjnego) miasta Zdzięcioł. Donosząc do NKWD na Polskiego Burmistrza miasta, spowodowała jego aresztowanie i przewiezienie do więzienia w Nowogródku. W czasie transportu zatrzymanych maszerujący drogami sowieccy żołnierze pytali Żydów eskortujących burmistrza i jego współpracowników: Kogo wy i dokąd wieziecie? - Wieziemy Polaków do więzienia - odpowiadali konwojenci. - A co oni wam złego zrobili? Nic złego nie zrobili, ale wystarczy, że byli Polakami!

Nie sposób wymienić wszystkie zbrodnie i zdrady „Polskich” Żydów w okresie agresji hitlerowsko-sowieckiej na naszą Ojczyznę. Warto tylko wspomnieć choćby o :


Zamordowanych lwowskich działaczach studenckich
Zbrodni na dominikanach w Czortkowie
Rozprawie z Polakami w Grodnie i powiecie grodzieńskim
Zbrodni "żydowskiej czerwonej milicji"
Wymordowaniu polskich policjantów w Kołkach i w Sarnach
Mordowaniu polskich więźniów w czerwcu 1941 r.
Masakrze Polaków w Tarnopolu

Mordzie na Polakach w okolicach Brańska

oraz niezliczonej ilości Fejginów, Morelów, Koganów, Mietkowskich, Brystygierowych, Wolińskich, Różańskich, Bermanów, Zambrowskich i Rubinsztajnów, którzy pastwili się nad polskimi patriotami.
Ogólną liczbę ofiar żydowskiego terroru za wschodzie Polski trudno oszacować. Istnieje pogląd, że zdecydowana większość popełnionych sowieckich zbrodni na kresach jest dziełem żydowskich komunistycznych bojówek. Sowieci w tani sposób „załatwili polski problem” rękami nienawidzących Polaków, Żydów.

Uogólnianie i obarczanie zbiorową odpowiedzialnością społeczności jest błędem. Jednak koniecznością jest nazywanie rzeczy po imieniu. Tak samo w przypadku Polaków jak i Żydów. Zdaniem filosemickiego środowiska „Gazetki Wyborczej” będącego na usługach Grossowych historyków, należy zamieść pod dywan, to co niewygodne i niekorzystne a uwypuklić nieszczęścia tylko jednej, wiadomej nacji. Tak się składa, że korzenie wielu z tego środowiska, tkwią właśnie w bagnie żydo-komunistycznej władzy z okresu sowietyzacji polski.

Co w takim razie z żydowskimi krzywdami wyrządzonymi Polakom? W imię poprawności politycznej należy o nich zapomnieć? Do końca dni naszych chylić głowę przed rzekomą „polską zbrodnią w Jedwabnem” i kajać się w nieskończoność? Przecież nawet ta kwestia (jak i większość konfliktów Żydowsko-Polskich) jest tylko następstwem konkretnych wydarzeń. Czyżby Gross zapomniał dodać w swej książce „Sąsiedzi” , że przyczyną wielkiej niechęci do Żydów była ich kolaboracja z Armią Sowiecką (która zajęła te tereny we wrześniu 1939 roku). Wielu zadenuncjonowanych przez Żydów, mieszkańców straciło wówczas życie, bądź zostało wywiezionych przez NKWD i ślad po nich zaginął. To nakręciło tylko spiralę nienawiści. Co było dalej wszyscy wiemy.

Panie Pacewicz, nie rób Pan idiotów z ludzi. Nie wypisuj głupot i funta kłaków nie wartych sondaży, próbujących udowodnić kwadraturę koła. Prowadząc lansowaną przez „GW” politykę zakłamywania historii, obraża Pan pamięć pomordowanych przez Żydo-komunistycznych siepaczy, Polskich Patriotów. Za to do rangi bohaterów a przynajmniej ofiar urastają w ten sposób postaci tytułowych „Mend żydowskich” - sowieckich kolaborantów.

* W tekście wykorzystałem fragmenty książki prof. Jerzego Roberta Nowaka "Przemilczane Zbrodnie"


***

P.S. Coś na tematy tu poruszane, zapewne może Pacewiczowi powiedzieć jego szef najwyższy – Ojciec Redaktor. Coś z rodzinnych tajemnic Szechterów. Zresztą nie tylko on. Związkami z KPP i inną agenturą sowieckiej władzy szczycili się też ojcowie innych prominentnych dziś postaci z Agory: Łuczywo, Geberta, Rapaczyńskiej (z domu Gruber). Warto dodać do tego towarzystwa nazwisko Smolar. Ale to już osobny rozdział i temat na kolejny wpis.


***


P.S.2 Popuśćmy wodzę wyobraźni. A gdyby tak w izraelskim oddziale „Gazety Wyborczej” odpowiednik „naszego” Piotra Pacewicza, niech się nazywa, dajmy na to Pacan Piotrowicz wykonał podobny sondaż...?
Zobacz!

Raj-tuski w Moskwie

Spotkanie Tuska z Putinem miało być przełomem w chłodnych stosunkach polsko-rosyjskich. Wizyta miała również dowieść obywatelom kraju nad Wisła skuteczności ugodowej polityki zagranicznaj obecnego rządu PO, a tym samym udowodnić bezsensowność twardej i nieustępliwej postawy poprzedniego rządu PiSu.

Nad sferą zagraniczną rządu Tuska czuwa z ramienia premiera Władyslaw Bartoszewski. Ten były minister spraw zagranicznych za czasów SLD, przejdzie do historii za prowadzenie polityki "brzydkiej panny bez posagu”. Zgodnie z tą koncepcją, Polska w materii polityki zagranicznej była niezwykle mało wybredna i wielce zgodna. Taka formuła miała z pewnością poparcie niektórych dyplomatów. Mogli oni na spotkaniach spokojnie „wypić i zakąsić”, jak powiada Michalkiewicz, bez potrzeby prowadzenia wyczerpujących i nerwy targających negocjacji. Partnerzy rozmów byli zawsze zadowoleni, ładnie się uśmiechali poklepując człowieka po plecach, i w najgorszym przypadku wręczali jakiś honorowy tytuł lub dyplom jako dowód wdzięczności. Innymi słowy, warunki bezpieczeństwa i higieny pracy były wzorowe, a korzyści wymierne. W tych dobrych czasach, słowa starego Żyda mówiącego, że „ Najgorszy geszeft jest lepszy niż złota robota” można było spokojnie o kant stołu potłuc.

Stawka wizyty Tuska w Moskwie, w ramach odkurzonej polityki „brzydkiej panny”, była wysoka. Oprócz wielu istotnych spraw czekających rozwiązania, na szali była reputacja rządzącej koalicji PO-PSL, która przed podróżą obiecywała spore ustępstwa w stronę Rosji.

Najpierw wicepremier Pawlak oznajmił umożliwienie Rosjanom zakupu strategicznych zakładów energetycznych w Polsce. Po chwili premier Tusk ogłosił polskie poparcie dla wniosku o przyjęcie Rosji do OECD. Nie jest to sprawa bagatelna, bo członkostwo w tej organizacji przekłada się na konkretne korzyści związane z łatwiejszym dostępem do nowych technologii i ułatwieniami handlowo-finansowymi. Za Tuskiem podążył, Radek Sikorski, który nie bacząc na unilateralne wycofanie się Moskwy z Układu Kontroli Broni Konwencjonalnej, wybrał się do Rosji by tam konsultować temat zainstalowania amerykańskiej tarczy antyrakietowej na terenie Polski. Kto myślał, że tego rodzaju decyzja jest suwerenną sprawą Polski i USA, temu rząd Tuska raz na zawsze udowodnił błędność logicznego rozumowania.

Polskie ustępstwa zbiegły się w czasie z częściowym zniesieniem przez stronę rosyjską embarga na nasze produkty żywnościowe. Opinie są podzielone co do motywów tej decyzji. Jedni uważają, że była to reakcja na szereg ciepłych gestów polskiego rządu. Inni twierdzą, że po zablokowaniu rozmów Rosji z UE przez rząd PiSu, skutki embarga nałożonego latem 2005, stały się bardziej dokuczliwe dla Rosji niż dla Polski.

Niewątpliwie rząd Tuska pragnął w Moskwie sukcesu. Czy go osiągnął? Politycy koalicji PO i PSL kiwają twierdząco głowami. W pochwalnych chórach wysokie C zawodzą również działacze LiDu, dawni komuniści - ludzie ideowo bliscy PO. Wrażenie sukcesu można też było odnieść oglądając telewizje i czytając gazety przyjazne partii Tuska, czyli praktycznie wszystkie media.

A jak było w rzeczywistości? Wizyta rozpoczęła się z przytupem od piramidalnego skandalu, który został odnotowany na świecie, a w Polsce przeszedł praktycznie niezauważony. Do incydentu doszło zaraz po przylocie Tuska. Rosjanie poinformowali stronę polską, że jeden z dziennikarzy polskich mających relacjonować wizytę, Wacław Radziwinowicz z "Gazety Wyborczej", jest osobą niepożądaną i ma opuścić Rosję. Radziwinowicza niezwłocznie odwieziono z powrotem na lotnisko, ale po negocjacjach i wstawienictwie Tuska Rosjanie odstąpili od swojego żądania.

Skaza jednak została. Trudno sobie wyobrazić aby ten incydent nie odbił się na późniejszych rozmowach. Sprawa była poważna. „Reuters” w sporej notatce o jednoznacznym tytule: „Premier Polski w Rosji, polski reporter zatrzymany”, poświęcił połowę miejsca zatrzymaniu dziennikarza „Gazety Wyborczej”. Dziwić się można, że w takiej sytuacji rozmowy były kontynuowane, i że polska strona nie wróciła do domu. Do takiej konkluzji skłania wypowiedź Radziwinowicza dla „Reutersa”: To co się zdarzyło dzisiaj to wygląda moim zdaniem na czystą prowokację, ponieważ oni (Rosjanie) dali mi wczoraj wizę. To jest polityczna kara.

Na użytek polskiego odbiorcy bohater zamieszania miał jednak kompletnie odmienną wersję wydarzeń i próbował je maksymalnie zminimalizować mówiąc: Nie róbmy z tego wielkiego skandalu. Rosja to nie jest monolit, trwa tu zacięta walka. Są różne siły chcące podstawiać sobie nogę. Nieprzekonywująco brzmią te słowa z ust dziennikarza gazety, która non-stop informuje o totalnej dyktaturze w Rosji, gdzie wszysto jest kontrolowane przez Putina.

Aby pokryć większość ewentualności Radziwinowicz podaje jako alternatywne wyjaśnienie możliwość pomyłki po stronie rosyjskiej: Incydent trwał, nie wiem, może pól godziny. Skończył się dobrze. Trzeba powiedzieć, że Rosjanie wyszli z niego z klasą, bo przeprosili i obiecali, że to się więcej nie powtórzy. Myślę, że pomyłki, i różne takie historie się zdarzają, choć nie powinny. Natomiast klasę partnera ocenia się jak potrafi z niego wyjść. A Rosjanie rzeczywiście wyszli z klasą.

Innymi słowy Radziwinowicz sugeruje, że Rosjanom się coś pomieszało i wzięli go za kogoś innego. Ponownie, trudno sobie coś takiego wyobrazić w kraju gdzie wszystko, a najbardziej służby specjalne, są pod absolutną kontrolą Putina, fachowca z KGB.

Uważny czytelnik pewnie już się pogubił w tych sprzecznych ze sobą wersjach Radziwinowicza. Po prawdzie, trudno się rozeznać czy według dziennikarza „Gazety Wyborczej” Rosjanie to są fajne chłopaki z klasą czy też są tylko niedorobionymi półgłówkami żądnymi politycznej zemsty. Najwyraźniej Radziwinowicz trzyma w zanadrzu niezmierzone morze opinii, którymi rzuca od niechcenia na lewo i prawo. Nie bez kozery ten odważny reporter pracuje dla opinotwórczej gazety.

Oczywiście, afera z Radziwinowiczem mogła być rosyjską prowokacją mającą na celu ośmieszenie i zdyskredytowanie Tuska. Tylko czy to by było w rosyjskim interesie? Tusk to przecież dla Rosjan „nasz człowiek w Warszawie”. Prymitywne „uwalenie” osoby przychylnej Moskwie raczej nie wchodzi w rachubę. Chyba, że Radziwinowicz ma rację, i Rosjanie nagminnie popełniają pomyłki, i tak jak w jego przypadku, wzięli Tuska za kogoś innego. Traktując poważnie słowa pracownika „Gazety Wyborczej” można by powiedzieć: „Całe szczęście, że nam Premiera nie zamknęli”.

Radziwinowicz ma jakieś niezwykłe zdolności bycia obiektem zainteresowania służb specjalnych poza granicami Polski. Pół roku temu został zatrzymany przez Białorusinów. „Gazeta Wyborcza” poświęciła wydarzeniu na Białorusi aż dwie notatki. Tym razem, za przygodę w Moskwie, Radziwinowiczowi dostał się jedynie akapit w obszernym harmonogramie wizyty naszego premiera na Kremlu. Ponieważ ten harmonogram, z niewiadomych powodów, nie zaczyna się od przyjazdu Tuska do Moskwy, tylko jego wyjazdem ze stolicy Rosji, wiadomość o przygodach dzielnego reportera pojawia się na samym końcu. Kto czyta po łebkach ten pewnie nie dotrwał do najciekawszego wydarzenia spotkania przywódców bratnich narodów. Może o to chodziło, i stąd ta chronologia do góry nogami.

Przyczyn potraktowania Radziwinowicza jako „persona non grata” nie podano do publicznej wiadomości. Nie można wykluczyć sytuacji, w której Rosjanie mieli uzasadnione zastrzeżenia do jego osoby. Taka wersja wydarzeń wydaje się prawdopodobna biorąc pod uwagę zaszłości na Białorusi. W takim przypadku Rosjanie mieliby podstawy traktować podejrzliwie cała delegację, łącznie z Tuskiem. Jeżeli Radziwinowicz był rzeczywiście „trefny” to pojawia się pytanie co robiły polskie służby dyplomatyczne i specjalne - dlaczego zezwolono mu na uczestnictwo w wizycie. Czy nie wiedziano o jego domniemanej trefności?

Bez względu na realne przyczyny, zajście z Radziwinowiczem z pewnością nie pomogło rozmowom. Obie strony musiały być nieźle zjeżone, nieufne i nieskore do kompromisu. Nic więc dziwnego, że Tusk z Moskwy przywiózł tylko wspomnienia uścisku dłoni z Putinem poparte parą pustych frazesów. W najważniejszej dla nas sprawie - budowie gazociągu na dnie Bałtyku - Rosjanie zdania nie zmienili.

Jedynie co Tusk zyskał to chyba współczucie prezydenta Rosji, który pocieszycielsko powiedział: Nie należy dramatyzować w związku z problemami w naszych stosunkach - co skrzętnie odnotowała „Gazeta Wyborcza”. Na tym szczeblu takie ludzkie gesty są miłe, ale mają ograniczoną wartość jak długo nie przekładają się na konkrety.

Wypowiedzenie uprzejmych słów przyszło Putinowi łatwo, bo wizyta polskiego premiera w trakcie rosyjskiej kampanii wyborczej była bardzo na rękę władcy Kremla. Kompromitacja polskiej strony, nie tylko nie była jego problemem, ale wręcz odwrotnie, wzmocniła tylko jego pozycję. A to przecież było celem Putina gdy wyrażał zgodę na przyjazd Tuska.

Źródła
http://uk.reuters.com/article/oilRpt/idUKL0867615920080208
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,4910099.html
http://wideo.gazeta.pl/wideo/0,0,4910939.html
http://www.gazetawyborcza.pl/1,86672,4318172.html
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,4316793.html
http://www.tvn24.pl/-1,8944,1538207,raport_wiadomosc.html

http://jacekmichal.blogspot.com/

2008-02-12

Od Palikota po Guantanamo – odkrywanie lewackiej hipokryzji

Palikot kończy z blogowaniem... hm.. co za strata dla polskiego piśmiennictwa. Ktoś go chyba zmusił? Pewnie ci zazdrośni koledzy z partii, którzy nie połapali się po raz kolejny na jego subtelnym humorze i podjęli decyzję że należy kolegę P. uciszyć. Czytam więc uzasadnienia posła Palikota, a tam... "Nie zawsze wypada mi pisać o wszystkim, co wiem i słyszę, a jeśli już piszę - bywam postrzegany jak Ryszard Czarnecki, dostawca taniej sensacji z rejonów kuchni i magla władzy. A Ryszard Czarnecki może być tylko jeden". Ależ panie pośle, nie ma co się martwić, pańskie dzieła bliższe są rejonów kibla i śmietnika, więc konkurencja z pana żadna.

Zostańmy jeszcze na chwilę w temacie skompromitowanych politykierów. Tym razem chodzi o ministra sprawiedliwości. Jak się okazało sprawa laptopów Ziobry to lipa. Nikt nie chce postawić zarzutów, żaden sąd czy prokurator nie przyłoży ręki do tego matactwa medialnego. I jakże w tym kontekście prawdziwie brzmią wyśmiewane słowa Kamińskiego: „Media bardzo dobrze służą rządowi w nagłaśnianiu tematów drugorzędnych po to, by odwrócić uwagę opinii publicznej od realnych problemów „. Szkło kontaktowe rządzi, niestety w coraz szerszym zakresie..

Media oprócz odwracania naszej uwagi od spraw poważnych zajmują się jeszcze czymś w naszym kraju. Niektóre z nich mają ambicję kształtowania moralności czytelników i narzucania norm moralnych. Dawniej niemoralnym i co najmniej etycznie wątpliwym było puszczalstwo kobiet bez względu na wiek. Uczono nas, że kobieta powinna dbać o swoje morale, ze jest kimś więcej niż tylko maszynką do zaspokajania przeróżnych żądz mężczyzn, że należy jej się raczej miejsce wśród aniołów czy muz niż ziemskich istot. Dziś to już nie takie oczywiste. Jedna z gazet codziennych (tak drogi czytelniku, dobrze się domyślasz, to ta z mandatem na kształtowanie naszej wrażliwości i moralności) staje w obronie piętnastolatki, którą sfilmowali źli ochroniarze gdy w publicznej toalecie puszczała się z rówieśnikiem. Na nieszczęście dla wyzwolonej małolaty, nagranie trafiło do internetu, ktoś zapewne uznał, że skoro dziewczyna sama się nie szanuje i publicznie oddaje swoje ciało, nie będzie miała nic przeciwko pokazaniu tego szerszej publiczności. Okazało się, ze jednak woli ona kameralne imprezy klozetowo-dyskotekowe. Pedagodzy szkolni i media już zaczęli przekonywać młodzież, że seks w publicznych miejscach jest indywidualną i dojrzałą decyzją osób go oprawiających i nikt nie ma prawa piętnować tego typu zachowań.

Na deser zostawiłem jeszcze pożywkę dla lewactwa. Kilka tygodni temu w tekście „Hipokryzja lewaków” poruszyłem problem odwracania uwagi od kubańskich więźniów politycznych przez Amnesty International, które oprotestowało więzienie w Guantanamo. Pod postem jakaś usłużna wyznawczyni kultu Stalina starała się mi wmówić, że wszystko co złe pochodzi od prawicy czego przykładem bezprawie w Guantanamo. Wszędzie indziej na Kubie panuje prawo i porządek. Nie będę polemizował z wątkiem dotyczącym praworządności braci Castro, bo to jak udowadnianie że Che Guevara nie był bandziorem, ale zapatrzonym w portret Stalina podam przykład „braku praworządności w Guantanamo”. Otóż wszystkich przetrzymywanych w Guantanamo więźniów czeka uczciwy proces. Potraktowani zostaną jak amerykańscy żołnierze i odpowiadać będą przed amerykańskimi sądami. Z adwokatem, pełną jawnością procesu i prawem do apelacji. Pokażcie mi socjalistyczny kraj w ten sposób traktujący wrogów.

2008-02-11

Klin polski

(hs)
- Troszeczkę wczoraj spożyłem, nie powiem...


- Ooo...tyle jeszcze w butelce zostało



- Tylko, kurczę, zapomniałem na śmierć, gdzie ja to schowałem...???


- No i tak sobie teraz siedzę w pracy, bez klina...

__________________________________________________________
Zdjęcia: Paweł Kula/PAP, Internet

Lista Obecnosci zegna Starego Wiarusa

Dzis, poniewczasie przyznajemy racje Impertynatorowi, ktory w temacie maci skomentowal juz 5 miesiecy temu:
Uczennice
Zaszło chyba jakieś nieporozumienie.
Z menelstwem spod Gazety Wyborczej mogę sobie podyskutować w dziesiątkach innych miejsc. Jeśli będę miał taką ochotę.


Dzis widzimy jasno, ze napisana przez Wiarusa apoteoza Radzia "Banana" Sikorskiego nadaje sie do publikacji wylacznie w GWnie. Freudowskie przejezyczenie i balon probny goscia, ktory usilnie pragnie zostac netowym "guru" emigracji.

Poniewaz trudno zegnac politycznego ateiste staropolskim "Bądz z Bogiem", napiszemy:

Z Wychodźcą. Lansujcie sie chlopcy nawzajem.

Kiedy w MEN-ie będą kompetentni ludzie?

(kt) Nigdy w Ministerstwie Edukacji Narodowej nie było kompetentnych ludzi!To zazwyczaj byli ludzie, którzy bladego pojęcia nie mieli nt. oświaty, edukacji i wychowania!

Co ma wspólnego z kompetencją obecna minister Hall? Przecież ona nie jest PEDAGOGIEM! To wyłącznie matematyczka! Zielonego pojęcia nie ma o wychowaniu i dydaktyce! Matematyków w ogóle nie uczy się i nie uczyło na studiach szczegółowo pedagogiki, psychologii, dydaktyki, czy podstaw metodyki prowadzenia przedmiotu. No, chyba że kończyli jakieś pseudokursiki, których łączna ilość godzin nigdy nie była równa liczbie godzin na kierunkach pedagogicznych, choćby takich, jak: pedagogika specjalna, pedagogika wczesnoszkolna i przedszkolna.

Obawiam się, że ta pani będzie jeszcze gorsza od min. Handkego, który wprowadził nieprawdopodobny bałagan i chaos do szkolnictwa. O ile zintegrowane kształcenie na poziomie klas I-III SP jeszcze jakoś ma sens, to wprowadzenie na II etapie kształcenia SP nauczania blokowego oraz utworzenie gimnazjów, było nieprawdopodobną głupotą.

Teraz min. Hall chce poważnie okroić przedmioty humanistyczne w liceach ogólnokształcących. Chce wypuszczać ludzi o wąskiej specjalności z klapkami na oczach. Kto to widział rezygnować np. z historii. A to niby dlaczego przyszły lekarz, czy matematyk ma nie znać historii Polski? Co chce w ten sposób osiągnąć p.Hall - wypuścić w świat kolejnych ograniczonych WYKSZTAŁCIUCHÓW?

Kiedy ja kształciłam się, nie było jeszcze mowy o reformie Handkego; historię, matematykę itp. miałam do samego końca, czyli do IV kl. LO. Byłam w klasie o profilu ogólnokształącym, ciągnęłam równolegle dwie szkoły (+ Szkoła Muzyczna II st.)i jakoś sobie poradziłam; nie narzekam. Tak nas maglowano np. z matematyki, że później pomagałam sister do matury, która była w klasie o profilu matematycznym. Historyczka była tak wymagającą osobą, że przewidziane podstawami programowymi podręczniki były niewystarczające; trzeba było czytać opasłe tomiska książek przeznaczonych dla studentów historii; systematycznie musiałam czytać pismo "II Wojna Światowa". Podobnie było z biologią (też nie wystarczył podręcznik dla uczniów LO). Nie żałuję tego; w dalszym ciągu wykorzystuję swoje doświadczenia z LO w obecnej pracy.

Uśmiałam się, jak rozmawiałam z moim szwagrem - absolwentem technikum i politechniki, że naukę historii zakończył na szczeblu podstawowym. Sam przyznał się, że już niewiele pamięta z tego, co się uczył. Dziwić się więc, że "świetnie" rozumie i analizuje wydarzenia obecne w naszym kraju i popiera PO??? Jak informatyk może podejmować słuszne decyzje w trakcie głosowania na kandydatów do rządu, jak w ogóle nie rozumie i nie czuje historii, a co zatem idzie polityki?

Efekty reformy Handkego są porażające. Już kiedyś wspominałam tu nt. badań, prowadzonych przez moją znajomą- dr psychologii, która mierzyła IQ absolwentów LO sprzed reformy Handkego i IQ młodzieży licealnej po wprowadzeniu tejże reformy. Podobno wyniki były niesamowicie różne, na niekorzyść tych drugich.

Sama pracuję z młodzieżą i przeraża mnie zarówno ich poziom elementarnych umiejętności z zakresu warsztatu pisarskiego (b. poważne trudności w samodzielnym pisaniu, skleceniu kilku zdań, nagminne błędy ortograficzne i stylistyczne, nagminne plagiatowanie cudzych prac, głównie przepisywanych z internetu),że nie wspomnę o elementarnych umiejętnościach matematycznych, które są niezbędne do obliczeń statystycznych w pracy mgr. Kto by pomyślał, że o.m.c. pani mgr nie będzie w stanie obliczyć procentów; a już żeby pojęła wzory statystyczne i umiejętnie je dobrała do swoich badań - lepiej nie mówić. Na studiach dosłownie są cielęta, a nie ludzie o IQ powyżej przeciętnej. I to nie jest zdanie wyłącznie pedagogów, lecz również psychologów, którzy wykładają na różnych kierunkach humanistycznych.

Prof. Legutko? Z całym szacunkiem. Owszem, w wielu przypadkach zgadzałam się z jego poglądami, koncepcjami itp.,ale jednego nie mogłam mu wybaczyć, że tak deprecjonował psychologów, podczas gdy to oni powinni znaleźć się m.in. w MEN-ie.

Moim zadaniem, ekipę ministerstwa edukacji powinni tworzyć ludzi z solidnym przygotowaniem pedagogicznym i psychologicznym oraz z dużą - co najmniej 10 letnią -praktyką pracy w szkolnictwie na wszystkich szczeblach, kończąc na pracy w uczelni. Niezwykle ważne jest, by wszelkie projekty Ministerstwa Edukacji opierały się na solidnej wiedzy psychologicznej (zwł. psychologii rozwojowej, klinicznej) i NEUROFIZJOLOGICZNEJ. Nie powinno się zapominać, by rozwój młodego człowieka stymulować wszechstronnie, że szkoły mają wypuszczać w świat jednostki rozwinięte harmonijnie, że człowiek ma stanowić jedność duchowopsychosomatyczną. Należy uczyć człowieka nie tylko myślenia, ale także kreatywności, dbać o rozwój jego wyobraźni, ale i o sferę emocjonalno - społeczną.

Reasumując, w Ministerstwie Edukacji powinien zasiadać cały sztab ludzi różnych specjalności - pedagogów, psychologów, a nawet lekarzy, no i oczywiście filozofów i etyków. Minister Hall? Śmiechu warte, tak jak to było w przypadku Łybackiej, czy Handkego i innych.

P.S.

Powyższy wpis ma charakter komentarza spontanicznego i emocjonalnego, gdyż pisałam go wczoraj "na żywca" w blogu u Pawła Paliwody. Zresztą cóż się dziwić, że ma charakter emocjonalny, skoro prawie każdemu pedagogowi scyzoryk w kieszeni otwiera się, gdy tylko pomyśli, że będzie pracować z młodzieżą już nie z IQ w normie, lecz ponieżej przeciętnej. Kolejni ministrowie odpowiedzialni są znaczny spadek kondycji intelektualnej współczesnej młodzieży, co działa degradująco i demoralizująco nie tylko na młodych ludzi, ale i na samych nauczycieli i wykładowców. Kolejni ministrowie zawieszają u szyi nauczycieli wór z kamieniami, aby bezkształtne masy ogłupiałej młodzieży pociągały ich ze sobą na DNO.

Dlatego też wszyscy nauczyciele, pedagodzy, wykładowcy akademiccy powinni zebrać szyki, zintegrować się i postawić zdecydowaną GRANICĘ - NIE - projektom obecnej Minister Edukacji.